Zostań mistrzem i naucz się kroić jak profesjonalista!

Zostań mistrzem i naucz się kroić jak profesjonalista!

 Lubisz gotować? Kuchnia to Twoje królestwo i czujesz się w niej jak ryba w wodzie, ale krojenie nie jest Twoją mocną stroną, jest dla Ciebie męczące i zajmuje dużo czasu? Z zazdrością patrzysz, z jakim kunsztem i szybkością posługują się nożem znani kucharze: Karol Okrasa, Magda Gessler czy Jamie Oliver? Też byś tak chciał, ale uważasz, że to zbyt trudne? Wyprowadzę Cię z błędu. Kroić profesjonalnie może nauczyć się każdy w swoim własnym domu i wcale nie jest to skomplikowane! Wystarczy poznać kilka najważniejszych technik, zaopatrzyć się w dobry nóż, dużą deskę do krojenia, uzbroić się w odrobinę cierpliwości i trochę poćwiczyć. Pamiętaj – nikt się z tą umiejętnością nie rodzi! To trening czyni mistrza!


W moim przypadku, nauka krojenia nożem zajęła nieco ponad tydzień i bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo dziś mogę korzystać z jej efektów. Pokrojenie kilku warzyw naraz, bez jakiegokolwiek wysiłku zajmuje mi niecałą minutę, jest mega przyjemne, pozwala zaoszczędzić sporo czasu i bardzo ułatwia przygotowywanie posiłków. I choć bardzo lubię spędzać czas w kuchni, bo kocham gotować i tam najlepiej się relaksuję, to jednak na co dzień stawiam na szybkie przepisy, których przygotowanie zajmuje mi maksymalnie 20 minut. Ponieważ moja dieta opiera się głównie na produktach roślinnych, nierozerwalnie wiąże się z codziennym krojeniem dość dużych ilości warzyw i owoców. Zanim nauczyłam się kroić, czynność ta pochłaniała mi naprawdę mnóstwo czasu: rano, po południu i wieczorem. Dziś już nie mam tego problemu, nawet wtedy, kiedy przygotowuję kilka dań naraz np. podczas świąt lub kiedy spodziewam się gości. Umiejętność krojenia jest w takich momentach nieoceniona i często zbawienna.

 

nauka krojenia nożem



Techniki krojenia nożem

 

Technik krojenia jest co najmniej kilka, ja opiszę pokrótce tylko trzy najważniejsze, które będą bardzo pomocne i sprawdzą się idealnie w warunkach domowych.


Tap chopping – to technika krojenia, polegająca na szybkich, prostych ruchach (tap, tap;)), która przeznaczona jest głównie do krojenia warzyw o małej średnicy jak np. ogórek czy marchewka. Ruch noża odbywa się bardzo szybko, tylko w górę i w dół, równolegle do deski do krojenia.


Rock chopping – to tzw. ‘krojenie kołyskowe’, które będzie najbardziej odpowiednie dla warzyw i owoców z delikatnym miąższem lub skórką lub gdy zależy nam na równym pokrojeniu produktu. Podczas stosowania tej techniki, czubka noża nie odrywamy od deski do krojenia, a ostrze przesuwamy bardzo płynnie ‘ruchem kołyskowym’ od przodu do tyłu albo inaczej – do siebie i od siebie. To najczęściej stosowana i zdecydowanie najbardziej imponująca technika, która wzbudza największy podziw.


Cross chopping czyli po prostu siekanie. Ta technika sprawdzi się doskonale podczas siekania dużej ilości ziół, ale także czosnku czy orzechów. Jest prawie identyczna jak poprzednia, tyle, że dołączamy tu jeszcze ruchy nożem na boki. 


 

Aby łatwiej było Ci to przyswoić, obejrzyj krótki filmik Kuchni Lidla, w którym Karol Okrasa doskonale to wyjaśnia i pokazuje. 





Jaki nóż będzie odpowiedni przy tych technikach i jak dobrze go wybrać?

 

Dobry, porządny nóż to nieoceniony pomocnik w każdej kuchni, dlatego warto w niego zainwestować i regularnie o niego dbać, aby służył nam jak najdłużej. Najlepszym narzędziem do krojenia wymienionymi technikami będzie tzw. nóż szefa kuchni (na zdjęciu). Żaden inny się do tych technik nie nadaje. Na rynku dostępnych jest wiele modeli, których cena waha się od kilkunastu do nawet kilkuset złotych. Jednak nóż nożowi nierówny. Tanie noże szybko się tępią, ich jakość i użyty materiał pozostawiają wiele do życzenia, a dodatkowo często są niewygodne i źle wyważone. Zakup takiego noża będzie się niestety wiązać z jego częstą wymianą, co w rezultacie przekroczy kwotę jednego, naprawdę solidnego noża.  Nie musisz jednak od razu inwestować w japoński sprzęt typu np. Gyuto, którego cena sięga prawie dwóch tysięcy złotych. W zupełności wystarczy nóż np. firmy Gerlach lub Fiskars. Noże tych firm są bardzo porządne, a ich cena rozsądna - waha się od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych. Osobiście posiadam 2 noże szefa kuchni, w tym jeden właśnie firmy Fiskars, który jest moim ulubionym;).  


Najbardziej istotną kwestią przy wyborze noża jest jego ergonomia i odpowiednie wyważenie oraz to jak będzie leżał w ręce i czy będzie dla nas wygodny. Z tego powodu, przed zakupem nóż warto wziąć w dłoń i sprawdzić jak ‘się z nim czujemy’. Tutaj kupowanie przez internet niestety nie jest dobrym pomysłem, no chyba, że już mamy swoją ulubioną firmę. Indywidualny dobór noża jest naprawdę bardzo ważny. Przekonałam się o tym już kilkakrotnie, kiedy przygotowywałam posiłki np. u kogoś z rodziny bądź u znajomych, posługując się nożem właściciela. Za każdym razem miałam z tym trudności, bo zwyczajnie nóż nie był dopasowany do mojej ręki. Drugą ważną kwestią jest waga noża. Im cięższy, tym lżej się nim pracuje, dlatego osobiście polecam noże ze stalową rączką i solidnym, stalowym ostrzem.



Jak dbać o noże, aby służyły nam długo?

 

Tu zdecydowanie najważniejsze są cztery kwestie: deska do krojenia, mycie, przechowywanie oraz ostrzenie.


Deska do krojenia – po pierwsze deska powinna być w miarę duża i stabilna, aby długie, posuwiste ruchy wykonywane nożem (zwłaszcza przy rock chopping’u) były bezpieczne i komfortowe, a pokrojone warzywa miały swoje miejsce. Z tych samych powodów nie powinna przesuwać się po blacie – dobrze, żeby była dość ciężka. Drugą rzeczą jest materiał, z którego powinna być wykonana. Deski kamienne lub utwardzane plastikowe będą powodowały wyginanie się i szybkie tępienie ostrza. Tego rodzaju deski zdecydowanie lepiej się sprawdzą do serwowania potraw niż do krojenia. Do krojenia najlepiej wybierać deski z miękkiego materiału – drewniane będą idealne.


Mycie – noże zawsze myjemy ręcznie (nigdy w zmywarce!), w letniej wodzie. Gorąca woda czy gorące powietrze w zmywarkach będą szybko tępiły i odkształcały ostrze. Aby uniknąć rdzewienia noży, należy wycierać je do sucha, natychmiast po umyciu.

 

Przechowywanie – przechowywanie noży luzem w szufladach razem z innymi akcesoriami również może powodować ich tępienie, odkształcanie czy nawet rdzewienie. Kiedy sięgamy do szuflady po określone przybory, przewracając wszystko w ich poszukiwaniu, możemy łatwo narazić siebie na skaleczenie, a noże na uszkodzenie. Najlepszym miejscem do trzymania noży są bloki, specjalnie do nich przeznaczone lub listwy magnetyczne, do których noże ‘przykleja’ się siłą magnesu, każdy oddzielnie. Oba rozwiązania zabezpieczają ostrza noży i sprawiają, że łatwo po nie sięgać w czasie pracy.


Ostrzenie - regularne ostrzenie noży to bardzo ważna sprawa. Dla mnie, chyba nie ma nic gorszego w kuchni jak tępe noże. Dlatego warto się zaopatrzyć w dobrą ostrzałkę lub, jeśli nie chcesz wydawać dodatkowych pieniędzy, możesz z powodzeniem wykorzystać… szklany blat stołu,  ławy czy szklaną półkę. Wystarczy szybkimi, krótkimi ruchami przeciągnąć ostrze noża o kant takiego blatu i.. gotowe! Innym, prostym trikiem jest odwrócenie zwykłego kubka do herbaty (ceramicznego lub glinianego) dnem do góry i, podobnie jak przy ostrzeniu z użyciem szklanego blatu, przejechać kilkakrotnie ostrzem noża o obrzeże dna kubka. Zrobione! Teraz Twój nóż jest ostry jak brzytwa:).



Jak ćwiczyć krojenie?

 

Kiedy ja uczyłam się krojenia kilka lat temu, ćwiczyłam głównie na cebuli i ziemniakach, bo są to produkty dość miękkie i bardzo tanie. Łatwo je później wykorzystać do obiadu np. do zapiekanki ziemniaczanej, placków ziemniaczanych czy do zupy. Przejście na tygodniową dietę ziemniaczano-cebulową może być ciekawym, życiowym doświadczeniem:). A tak serio – podczas ćwiczeń ważna jest przede wszystkim regularność, bo już po 2-3 dniach nauki krojenia, będzie Ci to przychodzić z coraz większą łatwością, a satysfakcja będzie ogromna. Najważniejsze, żeby nie przestawać, dopóki nie wypracuje się wybranej techniki. Zaczynaj powoli, nie spiesz się. Krój uważnie i ostrożnie, wolnymi ruchami, aby najpierw załapać i wyćwiczyć technikę. Kiedy już to osiągniesz, szybkość krojenia i perfekcja przyjdą same:). Na początek polecam Ci również zaklejenie palców ręki (tej, która trzyma i przesuwa produkt) plastrami, ponieważ nie ma ona żadnej osłony, a prawidłowe trzymanie i przesuwanie krojonego produktu również wymaga wyćwiczenia. Perfekcyjne krojenie wymaga jednoczesnego skupienia się na ruchach noża jak i ruchach i kontroli ręki, która trzyma krojony produkt. Na początku może być to trudne, bo większość osób kieruje swoją uwagę wyłącznie w stronę noża, co często kończy się hmm.. dość krwiście. Okrutna prawda niestety jest taka, że w tym procesie skaleczenia są raczej nieuniknione. Tak jest z nauką wszystkiego- najszybciej i najlepiej uczymy się na błędach. W tym przypadku pocięte palce będą wyjątkowo skutecznym nauczycielem, bo pomogą być bardziej uważnym;). Do dzieła!


Ćwicz, baw się dobrze, krój pięknie i szybko:).

Płatki drożdżowe - poznaj ich moc!

Płatki drożdżowe - poznaj ich moc!

 

Właściwości płatków drożdżowych

 

Nieaktywne płatki drożdżowe to płatki pozyskiwane z wysuszonych, nieaktywnych komórek drożdży, dzięki czemu nie fermentują i nie powodują problemów żołądkowych ani wzdęć. Bogate są w ogromną ilość wszystkich witamin z grupy B: B1, B2, B3, B6, B9, B12 oraz składników mineralnych takich jak: fosfor, sód, potas, wapń, żelazo, miedź, cynk, magnez, a także chrom i co ważne, trudny dziś do znalezienia w pokarmach selen. Dlatego stosowane są głównie w kuchni wegetariańskiej i wegańskiej jako naturalny suplement diety i tym samym dodatek do wielu dań. Już jedna łyżka stołowa płatków drożdżowych dostarcza od 110% do nawet 290% dziennego zapotrzebowania na witaminy z grupy B. Dzięki temu spożywanie ich poprawia funkcjonowanie układu nerwowego i krwionośnego, a także poprawia wygląd skóry, włosów i paznokci. Szczególnie dużo zawierają kwasu foliowego czyli witaminy B9, na niedobór której cierpi dziś praktycznie każdy. Ta ważna witamina odpowiedzialna jest głównie za funkcjonowanie i wzrost wszystkich komórek, dlatego powinna być uwzględniana w diecie jak najczęściej, zwłaszcza przez kobiety w ciąży. Płatki drożdżowe zawierają także beta-glukan (rodzaj rozpuszczalnego błonnika pokarmowego), który poprawia funkcjonowanie układu odpornościowego, obniża cholesterol i poziom cukru we krwi, a także redukuje zmarszczki. Płatki drożdżowe charakteryzują się niską zawartością soli i tłuszczu. 

 

Płatki drożdżowe


 

Wyglądem przypominają trochę płatki owsiane, ale są od nich delikatniejsze. Mają wspaniały orzechowo-serowy smak, który wydobywa głębię przygotowywanych z ich użyciem potraw, nadając im charakteru i jednocześnie podnosząc ich wartość odżywczą. Z tego względu nazywane są zdrowym odpowiednikiem glutaminianu sodu. To doskonały i zdrowy zamiennik popularnej vegety i innych sztucznych przypraw. Pisałam o tym TUTAJ


Naturalnie płatki drożdżowe są bezglutenowe, ale czasami ze względu na dodatek mąki pszennej lub zanieczyszczeń powstałych w procesie produkcji, mogą zawierać gluten. Dlatego, jeśli to dla Ciebie ważne, przy ich zakupie sprawdzaj etykiety, a najlepiej znajdź swoją ulubioną firmę. Inną ważną informacją jest też to, że płatki nie powodują przerostu drożdży w organizmie, ale nie mogą być jedzone przez osoby z alergią na drożdże. Niektóre firmy wzbogacają je o dodatkową witaminę B12, której płatki drożdżowe, w porównaniu do innych witamin z grupy B, zawierają najmniej.



Jak używać płatków drożdżowych?

 

Płatki drożdżowe można jeść na surowo, a także gotować czy piec, ponieważ w wysokich temperaturach nie tracą swoich właściwości. Najczęściej używane są do zagęszczania zup i sosów, sporządzania past warzywnych oraz jako posypka do kanapek. Na ich bazie przygotowuje się także wegański ‘twarożek’, serowy sos do makaronów lub ‘ser’ z ziemniaka. Przepis na makaron z ‘serowym’ sosem znajdziesz TUTAJ.



Jak ja używam płatków drożdżowych? 

 

W mojej kuchni obecność płatków drożdżowych jest zawsze obowiązkowa. Dziś już nie wyobrażam sobie bez nich przygotowywania sosów sałatkowych i makaronowych, zup, past  czy potrawek warzywnych.  Używam ich zamiast bułki tartej lub jako panierki do warzyw, mięs czy tofu albo jako posypkę do tostów z awokado (zajrzyj TUTAJ), czy samego awokado. Awokado z odrobiną soli i soku z cytryny, w obecności płatków drożdżowych smakuje naprawdę ultra pysznie. Latem, jednymi z moich ulubionych dań są: fasolka szparagowa z płatkami drożdżowymi zamiast bułki tartej i gotowany bób z masełkiem i właśnie płatkami. Musisz spróbować – niebo w gębie! Kocham je także jeść z sałatką z samych tylko świeżych, pysznych, sezonowych pomidorów, z dodatkiem odrobiny oliwy z oliwek. Dla mnie to boski, letni, orzechowo - słoneczny smak, od którego można się naprawdę uzależnić:).


Z reguły kupuję płatki angielskiej firmy Hepatica (patrz pierwsze zdjęcie), bo smakują mi najbardziej. Niestety trudno je kupić nawet przez internet, dlatego kiedy nie mogę ich dostać, zaopatruję się w płatki drożdżowe polskich firm, głównie na Allegro. Ich cena za 250 g to ok.12-16 zł. Ostatnio jednak trafiłam w Rossmanie na płatki drożdżowe bio firmy PRIMAR – są super, bo nie zawierają glutenu ani żadnych innych dodatków i mają świetny smak (zdjęcie poniżej). Dodatkowo, co dla mnie osobiście jest dużym plusem, pakowane są w słoik, a nie plastik. Myślę, że póki co, przy nich pozostanę. Ich cena, na dzień pisania tego artykułu wynosi ok 16 zł za 170 g.  170 g to równowartość ponad 11 łyżek stołowych. Do dań, głównie do zup i sosów makaronowych, gdzie dodaje się płatków najwięcej, używam ich maksymalnie w ilości 1-2 łyżek stołowych, bo jak już wspomniałam jedna łyżka zapewnia całkowite, dzienne zapotrzebowanie na witaminy z grupy B. Do pozostałych potraw stosuję je w niewielkich ilościach (max 2 łyżeczki), dlatego takie opakowanie wystarcza mi na bardzo długo tj. na ok 2-3 miesiące. Myślę, że warto w nie zainwestować.

płatki drożdżowe Primar

Płatki drożdżowe to prawdziwy superfood, który warto włączyć do swojej diety.



Z jakimi produktami w swojej diecie pożegnałam się raz na zawsze? TOP 10 toksycznych produktów

Z jakimi produktami w swojej diecie pożegnałam się raz na zawsze? TOP 10 toksycznych produktów

 Wiele osób mnie pyta, jakich produktów unikać, które z nich są zdrowe, a które nie. W odpowiedzi na te pytania, w dzisiejszym artykule wymienię 10 naprawdę niezdrowych produktów, mających toksyczne działanie na organizm człowieka i w rezultacie powodujących wiele strasznych chorób. Te, tak popularne produkty dość łatwo jest zastąpić dużo zdrowszymi i smaczniejszymi. Dzięki takiej wymianie zyskasz naprawdę wiele i będziesz czerpać jeszcze większą przyjemność z jedzenia.

 
Przestań jeść gówno

Osobiście, wszystkie te produkty wykluczyłam ze swojej diety całkowicie już dobrych kilka lat temu, praktycznie z dnia na dzień. I wcale za nimi nie tęsknię. Na pierwszy ogień (już chyba 12 lat temu) poszedł cukier. Jedynie z nim miałam lekki problem, bo kiedyś słodycze dosłownie pochłaniałam. Na szczęście detoks cukrowy nie trwał u mnie zbyt długo, bo może dwa, trzy tygodnie. Nie odczułam go także jakoś specjalnie boleśnie. Odstawienie pozostałych, wymienionych tu produktów nie stanowiło dla mnie większego problemu. Szczerze mówiąc, poczułam ogromną ulgę i radość, że się ich pozbyłam. Tobie polecam zrobić dokładnie to samo - oderwij ten niepotrzebny, stary, wysłużony plaster jednym, szybkim ruchem i ciesz się świetnym samopoczuciem!


 Większość produktów, które za chwilę wypunktuję, zasługuje na znacznie szersze opisanie, co z pewnością uczynię. Nie jest to niestety możliwe w jednym artykule, dlatego dziś, odpowiadając na zadawane mi pytania, przedstawię tylko najważniejsze czynniki i powody, dla których warto je wykluczyć ze swojego menu, najlepiej jak najszybciej.



TOP 10 toksycznych produktów

 

 

 1. Cukier i sklepowe słodycze

 

Cukier nie ma żadnych wartości odżywczych, za to mocno winduje poziom glukozy we krwi, przez co pozyskana z niego energia  uwalniana jest gwałtownie, po czym szybko spada. Nagłe wzrosty, a potem spadki energii skutkują zmęczeniem, ociężałością, ospałością i tzw. ‘mgłą mózgu’. Do tego cukier mocno uzależnia, a jego sztuczna słodycz zaburza smak i węch. Osobiście, cukier jem tylko w postaci naturalnych produktów: owoców, owoców suszonych, naturalnego miodu. W swojej diecie uwzględniam szczególnie dużo świeżych owoców, które jem głównie na śniadania w postaci owocowych koktajli, z owsianką lub po prostu samych owoców. Owoce, zwłaszcza te, na które akurat jest sezon są tak pyszne i słodkie same w sobie, że nie potrzebuję żadnych dodatkowych słodzików, nawet tych naturalnych. W ten sposób zapewniam sobie dzienne zapotrzebowanie na słodki smak. Takie śniadania naprawdę mają kopa. Tak szczerze, to dziś rzadko kiedy mam ochotę na słodycze. 


Słodycze sklepowe, poza oczywiście cukrem zawierają znaczne ilości tłuszczy trans (patrz punkt 10). Z tego powodu warto je robić samemu w domu, z naturalnych składników np. z daktyli, bananów, kakao, czy różnych orzechów. Możliwości jest naprawdę wiele, a zrobienie ich zajmuje niewielką chwilę. Przepisy na pyszne, wegańskie słodycze będą pojawiać się na bieżąco.

 

Jedyną sklepową, słodką przekąską i naprawdę wartą polecenia jest czekolada z dużą zawartością kakao (70-90%) lub wegańskie batoniki, choćby firmy 'dobra kaloria' (wspominałam o niej TUTAJ), robione na bazie daktyli i surowego kakao, bez żadnej chemii w składzie.

 

 Wiele osób jest w stanie bez problemu zrezygnować ze słodyczy, czy dodawania cukru do niektórych dań, ale nie potrafi się bez niego obejść w kawie czy herbacie. Jeśli Ty też tak masz, przetworzony cukier możesz z powodzeniem zamienić na: ksylitol, stewię, cukier kokosowy, syrop z agawy, syrop klonowy, miód, suszone owoce.


2. Biała sól rafinowana

 

W porównaniu do soli kamiennej np. himalajskiej różowej, biała, przetworzona sól zawiera tylko dwa pierwiastki: sód i chlor i czasem jeszcze trzeci: jod, który ze względu na swoją trudno przyswajalną formę praktycznie nie jest wchłaniany przez komórki. Dodatkowo biała sól stołowa zawiera: antyzbrylacze, wybielacze, środki suszące i konserwujące. Ponieważ soli jemy dużo (również w gotowych produktach i przekąskach), nadmiar sodu plus chemia w niej zawarta powodują nadciśnienie, choroby nerek i układu nerwowego oraz nowotwory. Sól kamienna np. różowa himalajska czy kłodawska są naturalne (pochodzą ze skał i skamielin, które stworzyła natura), są czyste i wspaniale przyswajane przez komórki. Dla porównania z solą białą, która zawiera tylko 2 pierwiastki (niezbyt zresztą pożądane w naszej diecie ze względu na ich nadmiar), sól himalajska różowa zawiera ich aż 84! Naturalną, zdrową sól, zarówno himalajską jak i kłodawską kupisz dziś w praktycznie każdym sklepie spożywczym.

 


3. Sztuczne sosy, zupy w proszku, chemiczne przyprawy takie jak: vegeta, kucharek, kostki rosołowe, maggi

 
Tu nie trzeba zbyt wiele wyjaśniać, bo wszyscy wiemy, że takie ‘jedzenie’ to złom. Wszystkie sztucznie spreparowane rzeczy, oprócz całej masy chemicznych dodatków, zawierają głównie glutaminian sodu i/lub potasu, który ma za zadanie wzmacniać smak potraw. Ten sztuczny dodatek jest tak toksyczny, że wiele krajów już dawno zakazało jego stosowania. Powoduje m.in. choroby układu nerwowego poprzez wyniszczanie tkanek mózgu, wywołuje zaburzenia hormonalne, a do tego jest mocno uzależniający i prowadzi do otyłości. To właśnie spożywanie glutaminianu sodu i glutaminianu potasu powoduje zachcianki żywieniowe, ponieważ podobnie jak cukier zaburza naturalny węch i smak, co w rezultacie sprawia, że ‘czegoś nam brakuje’.


To sztuczne jedzenie możesz z łatwością zastąpić różnymi ziołami i naturalnymi przyprawami, a także nieaktywnymi płatkami drożdżowymi (pisałam o nich TUTAJ) i dobrej jakości sosem sojowym. Wszystkie wspaniale podnoszą nie tylko smak potraw, ale mają też wiele cennych witamin i minerałów. 

 


4. Ryże i kasze w plastikowych woreczkach

 

Jedno słowo, jedna nazwa: Bisfenol A. Substancja mocno toksyczna, zawarta w plastiku, której jedzenie dosłownie oblepia narządy i komórki, powodując wiele groźnych chorób. Gotowanie plastiku sprawia, że wnika on w jedzenie jeszcze bardziej. Największy problem polega jednak na tym, że usunięcie go z ciała jest praktycznie niemożliwe. Podobnie jak w przypadku glutaminianu, w wielu krajach Bisfenol A jest zakazany.


Wybieraj kasze i ryż pakowane luzem, najlepiej bio.

 


5. Jedzenie puszkowane

 

Ponieważ puszkowane jedzenie zawiera w sobie duże ilości wody, samo sterylizowanie puszek nie uchroni produktu przed zepsuciem. Z tego powodu puszki są wewnątrz oblekane toksycznymi substancjami takimi jak: azotyn sodu (E250) i polifosforany (E450 i E451). Powodują one wiele nowotworów i choroby układu krążenia. Dodatkowo w tak przechowywanej żywności znajdziemy ciekawe żyjątko: bakterię Clostridium Botulinum, wytwarzającą toksyczną substancję zwaną botuliną lub po prostu jadem kiełbasianym. Zakażenie tą bakterią w wyniku jedzenia żywności puszkowanej nie jest wcale rzadkie i ma często fatalne skutki: zaniki pamięci, utratę przytomności, podwójne widzenie, bełkotanie, wiotkość i/lub ból mięśni, opadanie powiek, arytmię serca, bóle brzucha, biegunki. To wyjątkowo groźna bakteria, która może dokonać w ciele wielu nieodwracalnych zniszczeń. 


Jedzenie takie jak: pomidory, kukurydzę, groszek, mleko kokosowe czy ryby (np. tuńczyk) kupuj w słoikach lub ewentualnie w kartonikach. Po prostu. Taką żywność w słoikach można kupić bez problemu w większości sklepów, bo sama z tej opcji korzystam. Jednak wielu ludzi ją ignoruje, bo.. puszka jest bardziej modna?

 


6. Folia aluminiowa

 

Jak sama nazwa wskazuje zawiera duże ilości aluminium (glinu), którego ulubionym miejscem pobytu w ciele człowieka jest mózg. To głównie za jego sprawą chorujemy na demencje, Alzheimera, Parkinsona, autyzm czy raka mózgu. Aluminium to jeden z najgroźniejszych metali ciężkich, który rozregulowuje też i niszczy układ hormonalny, powodując raka piersi i narządów rodnych, zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Podobnie jak w przypadku plastiku, w wysokich temperaturach, pierwiastek ten wydziela się intensywniej i łatwiej wnika do żywności. Dlatego pieczenie na niej (w niej) czy tak popularne zawijanie kanapek w folię aluminiową nie jest niestety najszczęśliwszym pomysłem. 


Piecz żywność na papierze do pieczenia lub w żaroodpornych naczyniach z pokrywką, a żywność pakuj w pojemniki oznaczone jako BPA free (wolne od bisfenolu A), papier śniadaniowy, papierowe torebki czy torebki strunowe.

 


7. Napoje gazowane i słodzone soki

 

Cukier w nich zawarty (sztuczne słodziki) wnika do komórek mózgu, siejąc spustoszenie w układzie nerwowym, a także przyczynia się do rozrostu niekorzystnej flory bakteryjnej, co powoduje zmęczenie, osłabienie, problemy z odpornością i koncentracją, a także depresje. Zawarty w napojach dwutlenek węgla (gaz) wyniszcza błonę śluzową żołądka i wyściółkę jelit, powodując bóle brzucha, biegunki i zaparcia na przemian. Pominę zawarte w nich barwniki i całą resztę innych chemicznych dodatków.


Do picia wybieraj czystą wodę (tylko woda naprawdę gasi pragnienie), domowe kompoty, herbatki ziołowe i świeżo wyciskane soki.

 


8. Produkty wysokoprzetworzone czyli tzw. gotowce

 

To najgorsza grupa 'żywności', ponieważ zawiera dosłownie wszystko, co najbardziej toksyczne. Gotowe dania zawierają ogromne ilości chemii i konserwantów, a także cukier, sól, glutaminian sodu lub potasu i tłuszcze trans. Patrz punkt 1, 2, 3 i 9.  W tej grupie produktów zdarzają się jednak wegańskie perełki, o całkiem niezłym składzie, na które od czasu do czasu można sobie pozwolić. Mam na myśli np. wegańskie klopsiki zrobione na bazie naturalnych produktów, o których pisałam TUTAJ.


Przyrządzaj posiłki w domu jak najczęściej, a najlepiej zawsze. 

 


9. Fastfood i potrawy smażone w głębokim oleju

 

Co do fastfoodów wszyscy wiemy jak z nimi wygląda sytuacja. Kto dziś nie słyszał o sławnym  eksperymencie dwóch Australijczyków, przeprowadzonym na hamburgerze ze znanej sieciówki. Przetrwał 20 lat w dobrej formie, bez jakichkolwiek oznak zepsucia i pleśni! BUM! 


Smażenie w głębokim oleju to z kolei akrylamid, substancja silnie toksyczna, powstająca podczas smażenia żywności o dużej zawartości skrobi czyli we frytkach, chipsach, chlebie, ciastkach. Powoduje poważne choroby neurologiczne i nowotwory. Dodatkowo podczas głębokiego smażenia zarówno smażony produkt jak i olej, w którym smażymy przechodzą negatywne zmiany jakościowe, wytwarzając także wiele innych substancji toksycznych. 


Zamiast smażyć, częściej duś, gotuj na parze, piecz w piekarniku, na papierze lub w naczyniach żaroodpornych z pokrywką. Jeśli jednak trudno Ci tego unikać, smaż krótko, najlepiej pod pokrywką. Im krótszy czas smażenia, tym mniej toksyn w jedzeniu. Nie męcz tego biednego kotleta, przewracając go po pięć razy z jednej strony na drugą. Smaczniejszy i zdrowszy od tego nie będzie. Do smażenia wybieraj wysokiej jakości tłuszcze np. masło klarowane lub oliwę z oliwek. A kiedy danie jest gotowe, natychmiast przełóż je na talerz czy inne naczynie. Nie zostawiaj na patelni.

Jeśli tęsknisz za frytkami, nie kupuj gotowych, mrożonych (dodatkowa chemia). Zrób je sam z prawdziwych ziemniaków i upiecz w piekarniku z ulubionymi przyprawami. Zajmuje to naprawdę niewielką chwilę, a smakuje o wiele lepiej!

 


10. Margaryna i smarowidła do chleba (oprócz niesolonego masła)

 

Wszelkie utwardzone tłuszcze zawierają znaczne ilości tzw. tłuszczów trans, które przyklejają się do błon komórkowych, utrudniając komórkom pobieranie odpowiedniej ilości tlenu, glukozy i wody. Nieodpowiednio odżywione komórki powoli słabną, po czym ulegają zniszczeniu, co w efekcie powoduje wiele chorób. Czy wiesz, że margaryna różni się od plastiku tylko jedną cząsteczką i dlatego tak trudno ją strawić? Nigdy jej nie lubiłam i zawsze twierdziłam (jak się okazuje słusznie), że smakuje jak plastik.


Margaryna i inne smarowidła powstają poprzez podgrzewanie tłuszczy w wysokich temperaturach (patrz punkt 9). Dla wielu osób sporą ciekawostką, ale niestety też obrzydliwym faktem będzie również to, że takie mieszanki tłuszczy np. masła z margaryną, przeznaczone do smarowania pieczywa czy pieczenia (tyle lat już tego nie jem, że nie potrafię nawet wymienić żadnej nazwy), zawierają w sobie tłuszcz pochodzący ze wstępnego smażenia kurczaków lub paluszków rybnych, które później są sprzedawane jako produkty mrożone, gotowe do jedzenia po odgrzaniu. No Ludzie!!! Litości!


Do smarowania pieczywa używaj dobrej jakości masła. Masło jest nie tylko dużo smaczniejsze, ale też dużo zdrowsze, ponieważ zawiera znaczne ilości naturalnych przeciwutleniaczy, co zabezpiecza je przed utlenianiem się. Do pieczenia ciast używaj także masła lub masła klarowanego. Unikaj mieszanek tłuszczy, zwłaszcza tych utwardzanych.


Biorąc pod uwagę fakt, że opisane produkty stanowią dziś podstawę tradycyjnej diety i jedzone są (lub używane) przez tysiące ludzi nawet po kilka razy każdego dnia, to wcale nie dziwi mnie wciąż wzrastająca liczba narodzin poważnie chorych dzieci i osób cierpiących na schorzenia przewlekłe, nie tylko fizyczne, ale też psychiczne. Podkreślę, że opisałam tylko 10 z wielu naprawdę niezdrowych, toksycznych produktów żywnościowych. Kiedy pomyślę, ile jest ich w sumie i z jaką częstotliwością je spożywamy w ciągu jednego tylko dnia, to dopada mnie prawdziwe przerażenie. Aż dziw bierze, że nazywane są żywnością. Na szczęście można to łatwo i skutecznie zmienić. Zamiana toksycznych produktów na zdrowe nie jest wcale tak trudna, jak może Ci się wydawać, ponieważ wymienione zamienniki są nie tylko dużo zdrowsze, ale przede wszystkim dużo smaczniejsze! 



Co zyskasz?

 

Bardzo szybko, bo tak naprawdę już po kilku tygodniach, poprawi się Twój węch, smak i zapach ciała. Przestaniesz odczuwać nagle pojawiające się w ciągu dnia zmęczenie, zyskasz więcej energii, zdrowy, głęboki sen, zniknie niewyjaśniony niepokój. Twój umysł będzie bardziej klarowny i spokojniejszy, zwiększy się Twoja koncentracja i ogólnie akceptacja większości sytuacji, w niepamięć pójdą ataki złości i tzw. doły, a także łatwiej będziesz sobie radzić ze stresem. Pod względem fizycznym poprawi się znacznie Twoja cera, skóra i włosy. Ogólnie rzecz ujmując: zyskasz promienny wygląd, świetne samopoczucie oraz wolną i spokojną głowę:). 


Wykluczenie tylko tych paru produktów z codziennej diety, to naprawdę milowy krok w stronę zdrowia i długiego życia!

Amy Shark - Adore #joy

Amy Shark - Adore #joy

 


Proste spaghetti cukiniowe z klopsikami w genialnym sosie pomidorowym

Proste spaghetti cukiniowe z klopsikami w genialnym sosie pomidorowym

 To bardzo szybkie, mega proste i super odżywcze danie przygotujesz w zaledwie 10-15 minut. Nie robiłam pulpecików, ponieważ z braku czasu i zmęczenia, użyłam kupnych, roślinnych klopsików z Lidla. Bardzo je lubię, bo mają świetny smak i całkiem niezły skład. Użyłam również kupnej passaty pomidorowej, ale jeśli już ją kupuję to zawsze w kartoniku, nigdy w puszce. Choć z reguły staram się każdy posiłek przygotowywać sama od A-Z, to czasami zwyczajnie mi się nie chce, albo nie mam na to czasu. Wychodzę bowiem z takiego oto założenia: czasami można, czasami trzeba:)! 

 

Makaron cukiniowy z pulpecikami

Dlatego, w takie szalone, zapracowane dni jak ten, korzystam z opcji kupowania gotowych produktów, oczywiście pod warunkiem, że ich skład jest w miarę ok i nie zawiera konserwantów, barwników czy innych wynalazków. Mam pod tym względem swoje zdanie i ulubione, sprawdzone marki. Jedną z nich jest właśnie firma ‘dobra kaloria’, która w swojej ofercie ma głównie wegańskie produkty, oparte na naturalnych składnikach. To nasza rodzima (Tarnowskie Góry) i rodzinna firma, stworzona i prowadzona przez polską rodzinę. W jej asortymencie znajdziesz roślinne zamienniki mięsa, jak m.in. wspomniane klopsiki (na zdjęciu poniżej), kiełbaski, kebab i mięso mielone, które robione są głównie na bazie grzybów: pieczarek i boczniaków. Przede wszystkim jednak firma ta specjalizuje się w produkcji naturalnych słodyczy, głównie batonów i kulek super foods, bez użycia jakiegokolwiek cukru, za to z wykorzystaniem  naturalnych składników takich jak: miód, suszone daktyle i surowe kakao. Produkty tej marki dostępne są głównie w sieciach sklepów Lidl i Aldi.

 

klopsiki wegańskie

 

Klopsiki grzybowe, których użyłam do tego przepisu  mają w swoim składzie głównie boczniaki, wodę i naturalne aromaty: suszona cebula, suszony czosnek, suszony pomidor, suszona nać pietruszki, suszony seler. Ich cena to ok. 8 zł za 180-gramowe opakowanie. Nie wiem jak w Aldim, bo rzadko tam bywam, ale w Lidlu produkty ‘mięsne’ tej firmy znajdziesz w lodówkach, w strefie bio, a słodycze – przy kasach.

 

Trochę się rozpisałam, ale chciałam opowiedzieć o produktach (i firmie), które są godne polecenia, smaczne i które, pod względem jakości, stanowią doskonałą alternatywę dla podobnych, lecz niekoniecznie zdrowych produktów innych firm.
 

Lecimy z przepisem!

 

 

PRZEPIS


Składniki:

1. 1 średnia cukinia (wybierz w miarę prostą),

2. Klopsiki (jeśli masz czas, możesz zrobić własne),

3. 1 nieduża cebula,

4. 1-2 ząbki czosnku,

5. Passata pomidorowa (NIE z puszki!)

6. Mleko kokosowe (opcjonalnie),

7. Nieaktywne płatki drożdżowe (opcjonalnie),

8. 2,3 orzechy włoskie,

9. Garść natki pietruszki,

10. Oregano, słodka papryka, szczypta kurkumy, sól, pieprz.

 


makaron cukiniowy

 

Jeśli nie masz obieraczki julienne, możesz z powodzeniem użyć zwykłej obieraczki do warzyw – zobacz TUTAJ. Cukinię tnij na paski do momentu pojawienia się pestek. Możesz też, zamiast cukiniowego makaronu, użyć innego, ulubionego:). Z tym sosem każdy makaron smakuje wybornie:). W podlinkowanym poście dowiesz się również o najważniejszych właściwościach cukinii.


Wykonanie:


1. Na patelni podsmaż cebulę do zarumienienia (ja robię to zawsze na maśle klarowanym),

2. Dodaj passatę pomidorową,

3. Po chwili gotowania dodaj czosnek i przyprawy,

4. Gotuj 3-4 minuty,

5. Dodaj mleko kokosowe i płatki drożdżowe (opcjonalnie),

6. Dorzuć do sosu klopsiki i podgrzewaj jeszcze 2-3 minuty,

7. W trakcie gotowania sosu wyszoruj dokładnie cukinię i obierz ze skórki,

8. Za pomocą obieraczki julienne potnij cukinię na makaron (patrz zdjęcie powyżej),

9. Obrane orzechy podpraż na suchej patelni,

10. Makaron z cukinii wrzuć na patelnię z odrobiną wody,

11. Blanszuj dosłownie chwilę, około 1 minuty (makaron powinien być chrupki, ale w tym daniu - nie surowy),

12. Odcedź makaron i przełóż na talerz,

13. Wymieszaj z sosem i klopsikami,

14. Wierzch potrawy posyp orzechami i odrobiną natki pietruszki.


Gotowe:) Enjoy:)

 

makaron cukiniowy z pulpecikami


P.S. Sos pomidorowy z mlekiem kokosowym i płatkami drożdżowymi smakuje obłędnie. Ma głęboki, nietuzinkowy smak UMAMI. Płatki drożdżowe nadają mu lekko orzechowo-serowego aromatu, a mleko kokosowe - delikatnej, maślanej i aksamitnej konsystencji.

Tahini - domowa pasta sezamowa w 5 minut plus przepis na pyszną sałatkę z sosem Tahini

Tahini - domowa pasta sezamowa w 5 minut plus przepis na pyszną sałatkę z sosem Tahini

 Jeden z ostatnich moich wpisów dotyczył sezamu i jego wspaniałych właściwości – zobacz TUTAJ. Dlatego dziś, idąc za ciosem podzielę się z Tobą przepisem na pastę Tahini, którą każdy może sam z powodzeniem wykonać w domu. Tahini to pasta z prażonych ziaren sezamu, stanowiąca bazę Hummusu i dressingów sałatkowych, jak również sosów do mięs.

 



Samodzielne przygotowanie pasty Tahini jest banalnie proste i bardzo szybkie. Oprócz jednego składnika i dosłownie chwili czasu (ok 5 minut), zrobienie tej pasty nie wymaga żadnej, ale to żadnej filozofii. Możesz teraz zapytać, po co ją robić w domu, kiedy można kupić już gotową. Owszem, można. Jednak różnica między tą domową a kupną jest, moim zdaniem naprawdę znacząca. Po pierwsze dlatego, że wszelkiego rodzaju kupne pasty są nafaszerowane po brzegi ogromną ilością chemii i nigdy tak naprawdę nie wiesz, co taka pasta oprócz głównego składnika w sobie zawiera. Po drugie, sklepowe pasty Tahini zawierają spore ilości niekorzystnych dla nas tłuszczy tzw. tłuszczy trans, które są do nich specjalnie dodawane w celu konserwacji. Moim zdaniem to zupełnie zbędne, ponieważ sezam zawiera w sobie (jak żadna inna roślina) naprawdę sporą ilość super zdrowego tłuszczu (ponad 50%). Olej znajdujący się w ziarnach sezamu nie jełczeje, dlatego pasta z nich przyrządzona ma naprawdę długi termin przydatności do spożycia. Po otwarciu sklepowej pasty od razu zauważysz na jej powierzchni warstwę pływającego, niewiadomego pochodzenia oleju. W przypadku tej zrobionej w domu, olej na powierzchni jest praktycznie niezauważalny, a jeśli nawet, jest to olej pochodzący wyłącznie ze zmielonych ziaren sezamu - naturalny i zdrowy. Również smak pasty kupnej, a tej zrobionej w domu jest, moim zdaniem nie do porównania. Oczywiście na korzyść tej drugiej. Najwyższej jakości tahina jest czysta, bez żadnych dodatków (również bez dodatku choćby najzdrowszego oleju), składająca się wyłącznie ze zmiażdżonych ziaren. Dlatego warto robić ją samodzielnie.

 

Inną, ważną rzeczą przemawiającą za samodzielnym przygotowaniem pasty Tahini jest jej koszt. Mały słoiczek (ok. 300 - 400 ml) gotowej pasty Tahini kosztuje kilkanaście złotych. Specjalnie sprawdziłam. Za 300 gramowe opakowanie surowych ziaren sezamu zapłacisz ok. 8 zł, czyli przynajmniej o połowę mniej i otrzymasz tę samą ilość pasty, tyle, że bez zbędnej chemii i niezdrowych tłuszczów. Jak dla mnie, to wystarczające powody do tego, aby odrobinę się wysilić i sporządzić to odżywcze masło samemu. Zwłaszcza, że nie będziesz robić jej codziennie, tylko raz na jakiś czas, wedle potrzeb. Zaczynamy!

 


Przepis na pastę Tahini


Składniki:

1. 1 szklanka białego sezamu



Wykonanie:

1. Sezam przesyp na suchą patelnię (nie dodawaj żadnego tłuszczu!),

2. Praż ciągle mieszając do uzyskania lekko złotego, ale nie brązowego koloru, bo stanie się gorzki,

3. Uprażone ziarna przełóż do zimnej miseczki albo od razu do kielicha blendera,

4. Miksuj na mocnych obrotach przez ok. 30 sekund,

5. Odczekaj 20-30 sekund, aby nie przegrzać ziaren i blendera,

6. Powtarzaj miksowanie z przerwami do uzyskania niezbyt gęstej pasty,

7. Jeśli wolisz konsystencję bardziej płynną, miksuj trochę dłużej,

8. Gotową pastę przełóż do sparzonego, suchego słoika, zakręć i trzymaj w lodówce.

 

Twoja domowa pasta Tahini jest gotowa:). 


Pasta tahini



Przepis na dressing z pastą Tahini

 

 Składniki:

1. 1 łyżka pasty Tahini,

2. 1 łyżka sosu sojowego,

3. Sok z ½ cytryny,

4. 1 łyżka miodu, syropu z agawy lub innego zdrowego słodzika (opcjonalnie),

5. 2 łyżki filtrowanej lub letniej przegotowanej wody (lub więcej w zależności od tego, jak płynną chcesz uzyskać konsystencję),

6. Przeciśnięty przez praskę 1 ząbek czosnku.


Wykonanie:

1. Wymieszaj wszystkie składniki i dobrze połącz za pomocą blendera, szejkera lub zwykłego słoika.


Ten sos ma naprawdę obłędny smak – spróbuj, a się zachwycisz:). Jeśli nie chcesz, nie musisz dodawać słodzika. Ja jednak uważam, że to on nadaje temu dressingowi kompletnego, orientalnego charakteru, który wspaniale podkreśla smak dań, ponieważ wszystkie smaki: słodki, słony, umami (pisałam o nim TUTAJ), gorzki, kwaśny i ostry wspaniale się przenikają i uzupełniają, tworząc idealny dodatek do Twoich dań. Kiedy posiłek zawiera w sobie wszystkie smaki, jest kompletny odżywczo i działa równoważąco na organizm. Alternatywą dla miodu czy syropu z agawy mogą być rodzynki, suszone daktyle lub suszone figi (kilka sztuk), które dodadzą naturalnej słodyczy.

 

Sałatka z sosem Tahini


Sos gotowy, kolej na sałatkę.

 


Przepis na sałatkę



Składniki:

1. Ulubiona sałata (u mnie masłowa i rucola),

2. Pokrojona w słupki lub strata na tarce marchewka (ja użyłam do tego celu obieraczki julienne),

3. Awokado,

4. Pomidory (u mnie koktajlowe).


Wykonanie:

1. Delikatnie wymieszaj sałatę i pozostałe składniki,

2. Polej sosem tahini.

 

Sałatka z sosem Tahini


Zrobione:)

Ciesz się smakiem!



Prosta sałatka z cukinii i marchewki

Prosta sałatka z cukinii i marchewki

 To bardzo prosta i szybka sałatka, którą mam nadzieję polubisz tak bardzo jak ja:). Jest przepyszna i super chrupka. Ostatnio dość często ją robię i zjadam po prostu solo lub do obiadu. Polecam spróbować:).

 

 
Sałatka z cukinii i marchewki


Składniki:


1. Jedna surowa, nieduża marchewka ze skórką,

2. Jedna, mała cukinia,

3. 1 łyżka oleju tłoczonego na zimno (ja użyłam sezamowego),

4. 1 łyżka sosu sojowego (Kikkoman),

5. 1 łyżka przefiltrowanej wody,

6. 1 łyżeczka musztardy sarepskiej,

7. ½ ząbka czosnku (opcjonalnie, choć uważam, że właśnie on dodaje tej sałatce charakteru),

8. Odrobinę soku z cytryny,

9. Szczypta kurkumy, pieprz,

10. Czarnuszka do posypania,

11. Pomidorki koktajlowe (opcjonalnie).



Wykonanie:


1. Cukinię i marchewkę szorujemy szczoteczką pod bieżącą wodą,

2. Cukinię obieramy, marchewkę pozostawiamy ze skórką,

3. Marchewkę wraz z cukinią tniemy obieraczką do warzyw na szerokie paski przez całą ich długość (mają powstać paski á la tagliatelle),

4. Paski cukinii wkładamy do miseczki lub na talerz, na przemian z paskami z marchewki,

5. Przygotowujemy sos. Oliwę, sos sojowy, wodę, musztardę, czosnek, kurkumę, pieprz i sok z cytryny blendujemy do uzyskania jednolitego płynu,

6. Polewamy potrawę sosem i posypujemy czarnuszką,

7. Odstawiamy do lodówki na ½ godziny, aby warzywa zmiękły, a smaki się połączyły.



 

Sałatka z cukinii i marchewki



 P.S. Z podanej ilości składników, sosu wychodzi na 2,3 porcje tej sałatki. Cukinię tniemy na paski do momentu pojawienia się pestek. Środka cukinii wraz z pestkami nie dodawaj do sałatki. Pozostały miąższ i pestki możesz później wykorzystać do innego dania np. do jajecznicy.

 

TIP: Za pomocą obieraczki do warzyw możesz uzyskać paski różnej szerokości. Tnąc warzywo w pozycji poziomej (na desce do krojenia) uzyskasz szerokie paski, a trzymając warzywo w ręce pionowo - węższe. 


Et voilà!

Smacznego!

 

 

Czy wiesz, że..?

 

Marchewka – to jedno z najbardziej odżywczych warzyw, źródło beta-karotenu, który oprócz innych właściwości znane jest głównie z tego, że mocno pobudza do pracy układ odpornościowy. Szczególnie cenne są świeżo wyciskane z niej soki, które stanowią jeden z głównych elementów terapii Gersona. Według ostatnich badań - jedna marchewka dziennie jest w stanie zredukować ryzyko udaru u kobiet o ponad 68%. Również Twoje oczy będą Ci wdzięczne za zjedzenie jednej marchewki dziennie. Jeśli przetniesz ją na pół, zauważysz, że wygląda jak ludzkie oko. To kolejna doskonała sugestia natury.

 

Cukinia – to ciągle niedoceniane warzywo o chyba najsilniejszych właściwościach alkalizujących spośród wszystkich warzyw. Jest niskokaloryczna i lekkostrawna, wspaniale smakuje na surowo. Zawiera ogromne ilości wody, zwiększając tym samym nawodnienie ciała. Nie kumuluje w sobie metali ciężkich. Dzięki zawartości luteiny i zeaksantyny (barwników roślinnych) chroni siatkówkę oka przed wszelkimi chorobami.


Czarnuszka
– zwana jest też czarnym kminem i była znana i doceniana już w starożytności. Ma wiele właściwości zdrowotnych, a najważniejsze z nich to działanie antybakteryjne, antypasożytnicze, przeciwgrzybiczne i antywirusowe. Chroni przed działaniem wszelkiego rodzaju promieniowania i wzmacnia układ odpornościowy. Spośród innych roślin wyróżnia ją niebywała zdolność do gojenia ran, zwłaszcza w przypadku problemów skórnych. Już w starożytności zwana była rośliną, która ‘leczy wszystko oprócz śmierci.’


Sezam - maleńkie ziarenka, potężna moc! Fakty, które Cię zaskoczą

Sezam - maleńkie ziarenka, potężna moc! Fakty, które Cię zaskoczą

 

 
Sezam - właściwości i zastosowanie
 

 

 

Uprawa i pochodzenie sezamu


Sezam jest oleistą rośliną uprawną, pochodzącą z Indii i Afryki, gdzie była znana i doceniana już w starożytności. Nazywana jest sezamem indyjskim lub kunżutem. Sezam to jednoroczna, nieduża, osiągająca maksymalnie 1,5 metra wysokości roślina, uprawiana w klimatach tropikalnych. Jest rośliną samozapylającą się. Roślina sezamu ma długie, wąskie, jasnozielone liście oraz najczęściej białe, ale też żółte, czerwone, purpurowe lub różowe dzwonkowate kwiaty. Owoce znajdują się na szczycie rośliny, są zielone i włochate. Mają kształt podłużnych, kanciastych, otwierających się u szczytu torebek, w których znajdują się ziarna (patrz zdjęcia).  

 

Sezam indyjski roślina
                                                                Fot. 1. Sezam indyjski

 

                                                      


                                                      Fot.2. Owoce sezamu wraz z nasionami



Obecnie roślina ta obejmuje około 20 różnych gatunków i jest uprawiana również na dużą skalę w krajach wschodnioazjatyckich: w Chinach, Korei i Japonii, a także, choć w znacznie mniejszym stopniu, w Europie: głównie we Francji, Grecji i Belgii. Na chwilę obecną Indie i Chiny są największymi producentami i jednocześnie konsumentami sezamu. To właśnie tam spożycie ziaren sezamu jest największe. Hindusi i Azjaci obficie dodają sezam praktycznie do każdego posiłku. Sezam nazywany jest „rośliną życia” i „przyprawą bogów”, dlatego śmiem twierdzić, że to przede wszystkim dzięki spożywaniu dużych ilości sezamu i oleju sezamowego Hindusi i Azjaci nie cierpią na choroby układu krążenia i długo zachowują młodość i zdrowie. Dzięki bogactwu niezwykle zdrowych tłuszczów, witamin i minerałów, te niepozorne, maleńkie ziarenka kryją w sobie naprawdę ogromną moc. Osobiście, bardzo żałuję, że nie są zbyt częstym gościem na europejskich talerzach. Szkoda. Ufam jednak, że po przeczytaniu tego artykułu, będziesz sięgać po niego częściej. Dziś sezam można kupić praktycznie w każdym sklepie i za niewielkie pieniądze korzystać z mądrości i brać przykład z najzdrowszych ludzi świata: Hindusów, Azjatów czy Japończyków. 

 


Odmiany sezamu

 

Sezam można kupić w formie łuskanej oraz niełuskanej. Niełuskane ziarna sezamu (brązowe lub czarne) zawierają znacznie większą ilość witamin i minerałów niż te łuskane. Obecność łuski sprawia, że smak ziaren jest bardziej intensywny i bardziej gorzki. Osobiście wolę ten niełuskany, właśnie ze względu na delikatniejszy smak i mniejszą goryczkę. Zresztą, kupienie sezamu niełuskanego w  sklepach stacjonarnych nie jest wcale takie proste, bo bardziej popularne są ziarna łuskane. Częściej można je kupić w Internecie.
 

Sezam występuje w dwóch odmianach: białej i czarnej. Biały sezam wyróżnia się szczególnym bogactwem żelaza i jest łagodniejszy w smaku niż czarny. Czarny sezam wyróżnia się dużo bardziej wyrazistym, orzechowym i lekko słodkawym smakiem oraz wyższą niż w przypadku odmiany białej zawartością białka i wapnia. Czarny sezam posiada łuskę.



Pozyskiwanie sezamu


  Z jednego owocu rośliny można wyłuskać nawet około osiemdziesięciu ziarenek sezamu. Ziarna sezamu wydobywa się zazwyczaj raz do roku, z dojrzałych owoców, kiedy liście z zielonych zmieniają się w żółte. Dodatkowo, każde ziarno wewnątrz owocu chronione jest przez kapsułkę, która pęka, kiedy ziarenko jest dojrzałe. Sezam zbiera się przede wszystkim ręcznie, tnąc całe rośliny i umieszczając jej wiązki w pozycji pionowej, do momentu, kiedy wszystkie kapsułki się otworzą. Wydobyte, dojrzałe ziarna są następnie czyszczone, łuskane (lub nie) i suszone. W takiej formie trafiają do pakowania lub do olejarni, gdzie tłoczy się z nich olej. To oczywiście bardzo żmudny i pracochłonny proces, ale też lukratywny dochód pracujących przy zbiorach farmerów. 



Właściwości i korzyści zdrowotne ze spożywania sezamu


1. Nasiona sezamu są wyjątkowo bogate w minerały takie jak: żelazo, wapń, magnez i cynk, a także miedź, dlatego ich spożywanie stanowi alternatywę dla mleka krowiego. Dla porównania: w 100 ml mleka krowiego (1/3 szklanki) znajduje się 118 mg wapnia czyli 1/10 dziennego zapotrzebowania na ten cenny minerał, podczas gdy w 100 g sezamu (1/3 szklanki) znajduje się 1160 mg wapnia. Ciut więcej niż całe, dzienne zapotrzebowanie dorosłego człowieka na ten pierwiastek. Należy też podkreślić, że wapń znajdujący się w sezamie jest bardzo łatwo przyswajalny przez organizm człowieka i wchłania się w całości. Ten zawarty w mleku jest trudno przyswajalny i wchłania się w około 1/3 spożytej ilości wapnia.

2. Ze względu na dużą zawartość minerałów, głównie cynku, magnezu i miedzi, regularne spożywanie sezamu korzystnie wpłynie na: zdrowie skóry, włosów, paznokci i kości, a także poprawi funkcjonowanie układu nerwowego i krwionośnego. 

3. Sezam charakteryzuje się dużą zawartością białka oraz witamin: A, B i E.

4. Nasiona sezamu zawierają aż 50% zdrowego tłuszczu, od którego stanowczo nie przytyjesz. Nie jełczeją, dlatego można je długo przechowywać.

5. Sezam zawiera ogromną ilość przeciwutleniaczy: sezaminę i sezamolinę, które opóźniają procesy starzenia, pomagają chronić wątrobę przed uszkodzeniami oraz przyspieszają spalanie tkanki tłuszczowej.

6. Ziarna sezamu są bogatym źródłem fitosteroli czyli steroli roślinnych, które blokują wchłanianie złego cholesterolu  i  zapobiegają rozwojowi miażdżycy.



Sezam w kuchni


Nasiona sezamu wykorzystuje się do wielu różnych dań, głównie kuchni hinduskiej i azjatyckiej. Dodaje się go zarówno do dań wytrawnych jak i wszelkiego rodzaju słodkości i wypieków. Sezam jest również bardzo popularny w krajach arabskich, gdzie powszechnie stosuje się pastę TAHINI, czyli pastę z prażonych i zmielonych ziaren sezamu. Pasta ta nazywana jest również masłem sezamowym i jest podstawą bądź uzupełnieniem jadanych w krajach arabskich potraw. TAHINI stanowi bazę do hinduskiego HUMMUSU – pasty z ciecierzycy oraz do dressingów sałatkowych. Z prażonych ziaren sezamu i prażonej soli (u mnie różowa himalajska lub czarna kala namak) przygotowuje się również GOMASIO czyli tzw. sól sezamową. GOMASIO to mieszanka obu tych składników, uprzednio uprażonych, a następnie zmielonych w młynku w proporcji: 10 łyżek sezamu i 1 łyżka soli. Przyprawa ta ma charakterystyczny zapach prażonego sezamu i lekko słono-gorzkawy smak. Posiada unikalne właściwości zdrowotne, ponieważ odznacza się równoważącym działaniem na organizm i z powodzeniem zastępuje sól lub wszelkiego rodzaju niezdrowe mieszanki takie jak: vegeta czy inne kucharki. W Polsce sezam kojarzony jest przede wszystkim z sezamkami, chałwą oraz z sushi. 


W mojej kuchni sezam obecny jest zawsze. Oprócz ogromnych wartości odżywczych i zdrowotnych, które przedstawiłam, sezam doceniam także za jego niepowtarzalny, bardzo aromatyczny, orzechowo-orientalny smak.   Dodaję go głównie do koktajli, do sałatek w postaci prażonych ziarenek lub w postaci sosu zrobionego na bazie pasty TAHINI. Przyprawiam nim również warzywa i oczywiście obowiązkowo dodaję do HUMMUSU. Sosu TAHINI używam również do falafeli - kotlecików z ciecierzycy. Czasami posypuję sezamem zupy lub używam jako panierki np. do smażonego tofu. Panierka sezamowa to dużo zdrowsza alternatywa bułki tartej – polecam spróbować, bo jest naprawdę pyszna. 


Warto również wspomnieć, że nasiona sezamu najlepiej jest spożywać prażone. Proces prażenia wydobędzie z nich cały aromat i smak. Biały sezam praży się na suchej patelni, cały czas mieszając do momentu pojawienia się lekko złotego koloru. Wtedy należy go szybko przełożyć do zimnej miseczki i nie zostawiać na gorącej patelni, ponieważ, mimo wyłączonego palnika pod kuchenką, proces prażenia będzie trwać nadal. Jeśli przegapisz ten moment, ziarna staną się przypalone i bardzo gorzkie.

A jak uprażyć czarny sezam? I czy wogóle go prażyć? Ano właśnie... Z nim jest mały problem, ponieważ czarny sezam nie wydziela charakterystycznego zapachu podczas prażenia, ani tym bardziej nie zmienia koloru. Dlatego operację prażenia czarnego sezamu trzeba przeprowadzać znacznie uważniej niż białego, bo używając do tego celu... słuchu. Kiedy proces prażenia będzie dobiegał końca, ziarna zaczną delikatnie strzelać na patelni, dokładnie tak, jak niektóre, inne ziarna np. dyni. W tym momencie przytrzymaj nasiona  na patelni jeszcze przez około minutę, oczywiście cały czas mieszając, a następnie przełóż natychmiast do zimnego naczynia.



Olej sezamowy

 

 Sezam, zwłaszcza w Indiach i Azji spożywa się w dużych ilościach również pod postacią oleju sezamowego. To najzdrowszy olej na świecie. Jest tak cenny, ponieważ oprócz dużej ilości witamin takich jak: A, E, B6 i minerałów: magnez, fosfor, wapń, cynk i żelazo, zawiera także ogromne ilości niezbędnych, nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT). Dzięki dużej zawartości kwasu oleinowego i linolowego bardzo korzystnie wpływa na układ krążenia. Spożywanie tego aromatycznego oleju chroni przed miażdżycą i usprawnia pracę serca oraz poprawia stan naczyń krwionośnych. Olej ten jest bogaty w fitosterole, które blokują wchłanianie szkodliwego cholesterolu. Z kolei, dzięki zawartości lignanów reguluje układ hormonalny, a także przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej i zmniejsza ryzyko wystąpienia nowotworów. Zawiera duże ilości lecytyny, która wspomaga pamięć, koncentrację i pracę umysłu. 


Mimo, że tłoczony jest na zimno, nie psuje się szybko i można go długo przechowywać. Nie nadaje się do smażenia ani podgrzewania powyżej 65 st. C, dlatego powinien być spożywany na surowo np. jako dodatek do sałatek, koktajli, warzyw. Idealnie nadaje się do hummusu. W sklepach można spotkać dwie odmiany tego oleju: jasny i ciemny. Ciemny tłoczy się z prażonych ziaren, dlatego jego smak jest nieco intensywniejszy niż oleju jasnego. Oba są tak samo korzystne dla zdrowia. Niestety, cena tego oleju nie jest najniższa, ponieważ waha się w granicach od ponad 20 do nawet ponad 40 zł za butelkę o pojemności 500 ml, w zależności od producenta i jakości użytych ziaren. Oczywiście, im większa pojemność tym niższa cena, dlatego warto go kupować w większych opakowaniach. Poza tym, kiedy pomyślę ile pracy kosztuje pozyskanie ziaren sezamu i jaką ich ilość trzeba zmielić aby otrzymać 0,5 litra super zdrowego oleju, to cena przestaje mnie dziwić, a zaczyna śmieszyć. Dodatkowo olej sezamowy spożywa się na surowo, czyli w zdecydowanie mniejszych ilościach niż używa się do smażenia. Dlatego, butelka tego oleju o pojemności 0,5 l wystarcza naprawdę na długo, zwłaszcza, że olej sezamowy można  przechowywać przez dość długi okres czasu. Z tych właśnie powodów, moim zdaniem, nie warto sugerować się ceną, lecz korzyściami. I nie daj boże,  rezygnować z zakupu. Ja, olej sezamowy kupuję dwa, czasem trzy razy do roku, ponieważ stosuję go zamiennie z innymi olejami: z oliwek, lnianym, rzepakowym, z awokado. Nie fiksuję się wyłącznie na jeden rodzaj oleju, choćby był to najzdrowszy, najcudowniejszy olej świata. Zawsze mam w domu przynajmniej trzy rodzaje, bo uważam, że każdy z nich jest dla mojego zdrowia cenny. Jeśli na przykład jesteś mocno przekonany o wspaniałych właściwościach brokuła, to przecież nie będziesz jeść w kółko tylko brokuła. Bynajmniej. Stąd, wydanie 40 zł raz na na jakiś czas nie jest dla mnie żadnym problemem, ponieważ zyskuję dużo, dużo więcej. Spokój ducha i dobrze odżywiony organizm.


Olej sezamowy stosuje się również zewnętrznie na skórę, włosy i paznokcie, ponieważ zawiera ogromne ilości witamin A i E oraz wspaniale nawilża, odżywia i oczyszcza skórę. Nadaje się dla każdego. W Indiach olej sezamowy znany jest od starożytności. Roślina sezamu była pierwszą, z której wytwarzano olej. To najstarszy i najbardziej cenny olej świata. W Indiach tzw. masaż Abhyanga (czyt. Abjanga), a właściwie automasaż całego ciała ciepłym olejem sezamowym jest praktykowany zarówno przez dzieci, młodych jak i starych. Każdego dnia, bez wyjątku. Również codziennie, od dnia narodzin masuje się nim malutkie dzieci, dopóki nie skończą trzeciego roku życia. O dziwo, one to uwielbiają i to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy praktycznie zastygają w bezruchu, by czerpać przyjemność z tego masażu. Miałam okazję widzieć to zjawisko na własne oczy i muszę przyznać, że absolutnie mnie zachwyciło. 

Olej sezamowy ma właściwości głęboko odżywiające i nawilżające nie tylko skórę, włosy i paznokcie, ale też tkanki, mięśnie i kości. Abhyanga traktowana jest również leczniczo jako sposób na oczyszczenie ciała z toksyn i pozbycie się bakterii, bowiem olej sezamowy posiada wyjątkową zdolność do głębokiej penetracji skóry oraz tkanek i łatwo wiąże się z toksynami. Z tego powodu, stosowanie ciepłego oleju sezamowego na skórę doskonale odżywia ciało i kości, uelastycznia stawy i mięśnie, oczyszcza dosłownie cały organizm, wyciągając toksyny nie tylko ze skóry, ale również z narządów wewnętrznych. Ajurweda nazywa ten masaż zabiegiem odmładzającym, ponieważ pozwala zachować młodość i zdrowie. Także wcieranie oleju sezamowego we włosy, w połączeniu z masażem skóry głowy jest szczególnie korzystne dla włosów suchych, łamliwych i rozdwajających się. Dużą ciekawostką jest to, że olej sezamowy utrwala pigment we włosach, dlatego jego regularne stosowanie przeciwdziała siwieniu. Osobiście stosuję Abhyangę już od ponad czterech lat, choć muszę szczerze przyznać, że nie zawsze robię to regularnie. Staram się ją wykonywać przynajmniej raz w tygodniu, ale nie zawsze mi to wychodzi;). Efekty w postaci miękkiej, nawilżonej skóry i lśniących włosów to tylko niektóre spośród licznych korzyści tego masażu. To naprawdę świetny, skuteczny, bardzo przyjemny i mega odświeżający zabieg, który gorąco polecam spróbować:). Bardziej szczegółowo o Abhyanga będę pisać w osobnej publikacji, bo dzisiejszy post dotyczy m.in. oleju sezamowego. A skoro o nim mowa, bezsprzecznie musiałam wspomnieć o tym dobroczynnym masażu.


Kończąc dzisiejszy temat, wspomnę jeszcze o pewnej ciekawostce. Mianowicie, ze względu na bogactwo witamin i minerałów, w wielu kulturach uważa się, że nasiona sezamu przynoszą szczęście, obfitość i bogactwo. Dlatego, ziarna sezamu często rozsypywano w domach, a także na pokładach statków, co miało zapewnić pomyślność i bezpieczeństwo żeglugi.

BANNERS - Ghosts #lyrics

BANNERS - Ghosts #lyrics


 

IDER - Body Love #lyrics

IDER - Body Love #lyrics


 

Copyright © zorientowana.pl , Blogger