Pyszny zielony deser z tapioki

Pyszny zielony deser z tapioki

 Tapioka pozyskiwana jest przez zmielenie bulw manioku (rośliny uprawnej występującej głównie w Brazylii). To produkt skrobiowy (mączka) w postaci małych przezroczystych, perłowych kuleczek, o niskiej zawartości białka i sporej ilości lekkostrawnych węglowodanów. Jest dobrym źródłem wapnia, cynku, fosforu, magnezu, sodu i potasu. W składzie tapioki znajdują się też witaminy: A, C, a także witaminy z grupy B. Nie zawiera glutenu ani cholesterolu. Jest hipoalergiczna i pozbawiona smaku, dzięki czemu łatwo przejmuje inne smaki, stanowiąc dodatek do wielu dań. Najbardziej popularne zastosowanie tapioki to przyrządzanie z niej deserów oraz słynnej bubble tea. Szczerze mówiąc, poza puddingami nigdy nie używałam jej w innych daniach. Zwyczajnie dlatego, że jako deser odpowiada mi najbardziej:).


Deser z zielonej tapioki 

W sklepach (kuchniach świata czy w internetach) można kupić również jej zieloną wersję. Zielone kulki to zasługa azjatyckiej rośliny Pandan, która obok zielonej herbaty służy do aromatyzowania i barwienia właśnie na zielono. Dzięki użyciu Pandan, klasyczna, bezsmakowa tapioka zyskuje również lekko waniliowo-orzechowy smak i dlatego (moim zdaniem) świetnie się nadaje do deserów. 

 

zielona tapioka


Kulki tapioki pęcznieją w trakcie gotowania i nabierają miękkiej, aksamitnej, żelowej konsystencji. Z tego powodu wrażenia podczas jej jedzenia są nietuzinkowe i.. uzależniające. Za to właśnie ją uwielbiam!

 


PRZEPIS

 

Składniki:


1. Pół szklanki zielonej tapioki,

2. 3-4 łyżki dobrej jakości mleka kokosowego,

3. Miód lub inny naturalny słodzik,

4. Odrobina pasty waniliowej (opcjonalnie),

5. Ulubiony owoc (u mnie mus z pomarańczy),

6. Dowolna posypka np. orzechy, płatki migdałów, kakao, wiórki kokosa.



Wykonanie:


1. Tapiokę wypłucz pod bieżącą wodą i namocz przez godzinę w zimnej wodzie,

2. Tapiokę wraz z wodą przelej do garnka i gotuj przez około 40 minut. Podczas gotowania podwoi swoją objętość i zacznie przyjmować konsystencję budyniu,

3. Przed zakończeniem gotowania dodaj mleko kokosowe,

4. Po ugotowaniu dodaj miód, pastę z wanilii i dokładnie wymieszaj,

5. Przełóż do małych słoiczków lub miseczek i pozostaw do wystygnięcia,

6. Po wystygnięciu przełóż do lodówki na około pół godziny. W tym czasie zgęstnieje jeszcze mocniej,

7. Przygotuj mus owocowy lub pokrój ulubione owoce,

8. Posyp swoim ulubionym dodatkiem.



Z podanego przepisu wyszło 5 małych słoiczków, jak na zdjęciu.

Enjoy:)


P.S. Tapioka jest bardzo tania. Kupisz ją w internecie dosłownie za kilka złotych.


Sodowy peeling skóry głowy

Sodowy peeling skóry głowy

Tylko dwa składniki. Mega prosty w przygotowaniu, tani, szybki, bardzo przyjemny w użytkowaniu i najważniejsze – super skuteczny i korzystny nie tylko dla skóry głowy, ale również dla włosów i.. lepszego samopoczucia. Mowa o peelingu skóry głowy z sody oczyszczonej i delikatnego szamponu, który naprawdę potrafi czynić cuda.

 

sodowy peeling skóry głowy


O higienę włosów i skóry głowy każdy z nas dba na co dzień. Myjąc głowę jesteśmy przekonani, że oczyszczamy nie tylko włosy, ale właśnie skórę głowy. Niestety, prawda jest taka, że większość dostępnych w sklepach szamponów, ale też kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji włosów (odżywek, lakierów, pianek, żeli) zawiera w swoim składzie ogromne ilości chemii i często silikonów, które wnikają  nie tylko we włosy, ale przede wszystkim w skórę. Stosując takie kosmetyki regularnie, sprawiamy, że skóra głowy jest dosłownie oblepiona ich pozostałościami, co może skutkować (i często skutkuje) powstaniem łupieżu, strupków, swędzeniem, zapaleniem skóry głowy, wypadaniem i przetłuszczaniem się włosów. Dlatego, o skórę głowy powinniśmy zadbać dokładnie tak samo jak dbamy o całe ciało, kiedy oczyszczamy je za pomocą peelingów lub szczotkowania. Jeśli wymienione kosmetyki, których używasz nie są naturalne (organiczne) i dodatkowo używasz ich sporo – ten peeling jest przede wszystkim dla Ciebie.


Dzięki temu peelingowi, oprócz oczyszczonej skóry głowy i lśniących włosów, dostaniesz w pakiecie wiele innych wspaniałych korzyści, nie tylko fizycznych, ale doświadczysz również tych mentalnych. Efekty odczujesz od razu, a kiedy już raz spróbujesz, trudno Ci będzie z tej czynności zrezygnować. Zabieg z użyciem tego peelingu po prostu uzależnia:).



Korzyści ze stosowania sodowego peelingu skóry głowy:

 

1. Poprawisz krążenie krwi w skórze, dotlenisz cebulki włosów i skalp, dzięki czemu włosy będą szybciej rosły i staną się mocniejsze – w wyniku masażu rozszerzają się naczynia krwionośne i skórne, co znacznie poprawia odżywienie skóry i włosów,

2. Poruszysz i oczyścisz limfę. Węzły chłonne znajdują się też na głowie: za uszami, na potylicy oraz w przedniej części uszu (tuż przed kanałem słuchowym), poniżej skroni. Podczas wykonywania peelingu, warto wymasować również te ważne miejsca. 

3. Poprawisz przepływ energii w całym ciele,

4. Usuniesz martwy naskórek i łój,

5. Zminimalizujesz przetłuszczanie się włosów,

6. Usuniesz nie tylko pozostałości kosmetyków ze skóry i włosów, ale również (dzięki sodzie) przy regularnym stosowaniu zaczniesz pozbywać się z ciała metali ciężkich i wielu innych toksyn,

7. Rozluźnisz i zrelaksujesz mięśnie głowy, dzięki czemu rozluźniać się zacznie całe ciało,

8. Wyeliminujesz ból głowy, napięcie, stres oraz bezsenność,

9. Poprawisz nastrój i ogólne samopoczucie,

10. W połączeniu z ciepłym prysznicem, pozbędziesz się trosk i zmartwień, 

11. Wprowadzisz ciało w wyjątkowo przyjemny stan,

12. Poprawisz jakość snu,

13. Wzmocnisz odporność.


Również z punktu widzenia Ajurwedy masaż głowy ma niebagatelne znaczenie.



Masaż głowy i Ajurweda

 

W Ajurwedzie głowa, podobnie zresztą jak stopy są uznawane za najważniejsze części ciała, ponieważ właśnie na stopach i głowie znajduje się wiele zakończeń nerwowych i punktów akupunkturowych, których masowanie i/lub uciskanie ma bezpośredni wpływ na poszczególne organy, lecząc tym samym całe ciało. Wszyscy wiemy, że masaże mają zbawienny wpływ nie tylko na ciało, ale również na psychikę. Według Ajurwedy to właśnie masaż stóp i głowy ma dla naszego zdrowia i samopoczucia największe znaczenie.


Ajurweda porównuje ludzkie ciało do drzewa. Drzewa mają korzenie, pień, gałęzie. Zdrowy wzrost, rozwój i bujność drzewa zależy przede wszystkim od korzeni, bo dzięki nim ono żyje, pobiera pokarm i wodę, wydaje owoce. Jeśli chorują korzenie, choruje całe drzewo. Według tej starożytnej nauki to właśnie głowa stanowi korzenie (nie nogi!), tułów to pień, a nogi i ręce – gałęzie. Głowa jest kluczową częścią ciała, ponieważ steruje i kontroluje wszystkimi funkcjami i procesami zachodzącymi w ciele, dokładnie tak jak korzenie w drzewie. Dlatego w Ajurwedzie przykłada się tak wielką wagę do masażu głowy.


Najważniejsze punkty akupunkturowe znajdujące się na głowie to tzw. punkty marma. Jest ich sześć. Cztery z nich usytuowane są na czubku głowy, w linii prostej (jeden za drugim), kierując się od środka czoła w stronę potylicy (taki ‘irokez’:)). Piąty z nich znajduje się na potylicy, ponad linią włosów. Znajdziesz go łatwo, wyczuwając wgłębienie czaszki. Pozostałe dwa (traktowane jako jeden ze względu na symetryczne rozmieszczenie) znajdują się poniżej piątego, pod linią włosów, po prawej i lewej stronie. Tak naprawdę ich dokładne rozmieszczenie nie ma znaczenia, ponieważ masaż całej głowy i tak będzie je stymulować na zasadzie kręgów rozchodzących się na wodzie. Dlatego nie martw się, wszystkie punkty i tak zostaną wymasowane, chociaż nie zawsze bezpośrednio. Masaż tych punktów pozwala uspokoić i kontrolować całe ciało, umysł i emocje, reguluje pracę wszystkich organów, wpływa na motorykę ciała i koncentrację, reguluje układ nerwowy, hormonalny, krwionośny i limfatyczny, niweluje bezsenność, uśmierza ból szyi i kręgosłupa, pomaga pozbyć się napięcia i chaosu, podnosi energię i witalność. 




PRZEPIS


Będziesz potrzebować:


1. Niedużej miseczki,

2.  Łyżeczkę lub inne akcesorium do wymieszania składników,

3. 2 łyżki sody oczyszczonej (bez aluminium!),

4. 2 łyżki delikatnego szamponu lub 2 łyżki wody,

5. 1-2 krople ulubionego olejku eterycznego (opcjonalnie).



Wykonanie:


1. Wymieszaj oba składniki, aby powstała z nich gęsta pasta,

2. Nałóż na zwilżone wodą włosy, przed ich umyciem,

3. Masuj skórę głowy okrężnymi ruchami przez 2-3 minuty, dociskając skórę trochę mocniej niż podczas normalnego mycia włosów,

4. Po skończonym masażu, pastę przeciągnij po całej długości włosów i pozostaw na kolejne 3-4 minuty. W tym czasie możesz umyć ciało,

5. Spłucz pastę i umyj włosy jak zwykle.


Gotowe:)



Podana ilość składników sprawdzi się przy długich włosach. Jeśli masz krótkie, sporządź tej pasty o połowę mniej. Do tego zabiegu użyj delikatnego szamponu, najlepiej organicznego lub tego, przeznaczonego dla dzieci. Stosowanie do tego celu chemicznego szamponu, z dużą zawartością SLS-ów, SLES-ów czy silikonów mija się z celem. Zamiast szamponu możesz użyć też zwykłej wody i to byłoby rozwiązanie najlepsze. Niestety – nie dla wszystkich włosów. Moje są długie i gęste, dlatego receptura z wodą się nie sprawdza, bo je szarpie i kołtuni. Szampon natomiast nadaje im poślizg, dzięki któremu łatwiej mi przeprowadzić ten zabieg.


Peeling wykonuj nie częściej niż raz na 2,3 tygodnie. Skóra ma odczyn kwaśny, a soda oczyszczona – zasadowy. Dlatego zbyt często stosowana może wysuszyć skórę i sprawić, że zacznie się łuszczyć. 


Peeling skóry głowy najlepiej jest wykonywać wieczorem lub w sytuacjach, kiedy czujesz się przemęczony, zestresowany i/lub zdołowany. W połączeniu z długim, ciepłym prysznicem naprawdę zdziała cuda: ukoi Twoje nerwy, wspaniale Cię rozluźni, uspokoi i wyciszy. Dodatek olejku eterycznego np. lawendowego, z melisy lub z neroli spotęguje uczucie relaksacji i odprężenia.


Po długim, relaksującym prysznicu, połączonym z peelingiem skóry głowy warto wypić szklankę ciepłej wody i.. położyć się spać;).


Na koniec jeszcze kilka słów o sodzie oczyszczonej, ponieważ wiele osób mnie pyta, czy soda to produkt naturalny i jak to jest możliwe, że naturalny produkt jest tak tani. Odpowiedź znajdziesz poniżej:).



Soda oczyszczona

 

Soda oczyszczona, inaczej wodorowęglan sodu (NaHCO3) to produkt całkowicie naturalny, występujący w środowisku jako element osadów wód słodkich, gruntowych oraz jako składnik złóż mineralnych w skałach. Zła wiadomość jest jednak taka, że soda oczyszczona dostępna powszechnie w sklepach nie pochodzi z naturalnych źródeł, lecz jest pozyskiwana przemysłowo i w swoim składzie zawiera dość znaczne ilości aluminium. Aluminium (glin) jest metalem ciężkim, który mocno nam szkodzi, obciąża nasze ciała i powoduje wiele chorób. Mówiąc bez ogródek: tych najgorszych (rak, Alzheimer). Dlatego absolutnie nie polecam, lecz zdecydowanie odradzam używanie komercyjnej sody, nawet do sprzątania, nie mówiąc już o jej jedzeniu czy stosowaniu na skórę. 


Skąd zatem wziąć sodę, która nie ma w swoim składzie aluminium? To temat, który zaprzątał moją głowę dość długo, dopóki nie dowiedziałam się, że sodę oczyszczoną wytwarza się też w laboratoriach do celów badawczych. Stosowana jako odczynnik musi być czysta, pozbawiona aluminium oraz innych substancji np. przeciwzbrylających czy tym podobnych, aby nie fałszować wyników badań. Czystą sodę poznasz po grudkach – proszek zawsze jest dość mocno zbrylony. Dodatkowo powinna być oznaczona jako CZDA (czysta do analizy). To nazwa dla odczynników najwyższej czystości, która oznacza, że zanieczyszczeń nie można wykryć nawet najczulszymi metodami analizy chemicznej. Posiada świadectwo kontroli jakości, o które możesz poprosić przy zakupie. Ma dokładnie te same właściwości, co jej naturalny odpowiednik, dlatego jej zaufałam. Najważniejsze jednak jest to, że można ją bez problemu kupić na Allegro za niewielkie pieniądze – 1kg kosztuje około 10 zł. Ta sprawdzona przeze mnie, to soda firmy ‘STANLAB’ (na zdjęciu poniżej).

 

soda oczyszczona


Przepis miał być krótki, ale jak zwykle się rozpisałam.. Moim celem było jednak przedstawienie Ci wielu korzyści płynących ze stosowania tego zabiegu.

 


Carpaccio z buraków

Carpaccio z buraków

 Carpaccio z buraków to jedno z moich ulubionych dań, które dość często jadam jako samodzielne danie w porze lunchu. Buraki uwielbiam w każdej postaci za ich niepowtarzalny smak i cudowny kolor. Oprócz tego, że smak tej potrawy jest dla mnie naprawdę boski, to również mogą zaimponować Ci jej ogromne walory zdrowotne. 

 

Carpaccio z buraków


 Wszystkie warzywa (i owoce również) w kolorze czerwonym są silnymi przeciwutleniaczami, które opóźniają procesy starzenia i wykazują duże działanie przeciwnowotworowe. Barwniki w nich zawarte takie jak: karotenoidy czy antocyjanozydy aż czterokrotnie zwiększają przyswajanie tlenu przez komórki, zwiększając ilość czerwonych krwinek. Ich głęboki, czerwony czy nawet brunatny kolor przypomina (nie bez powodu) naszą krew, dlatego wspaniale będzie oddziaływać na nasz układ krwionośny i wspomagać serce. Jak widzisz, matka natura wymyśliła to jak zwykle po mistrzowsku. 

 

carpaccio z buraków



Składniki:


1. Buraki gotowane, pieczone bądź surowe (w zależności od preferencji),
2. Rucola lub inna zielenina,
3. Prażone nasiona słonecznika, pestek z dyni, orzechów włoskich lub innych (w zależności od preferencji),
4. Płatki dobrego parmezanu lub plastry sera koziego,
5. Dobra oliwa tłoczona na zimno np. olej lniany, sezamowy lub inny,
6. Dobrej jakości ocet balsamiczny (opcjonalnie sos sojowy),  sok z cytryny,
7. Sól, pieprz,
8. Szczypta kurkumy (opcjonalnie).

Wykonanie:


1. Umytą i osuszoną rucolę rozłóż na talerzu,
2. Buraki obierz, pokrój na bardzo cienkie plastry lub zetrzyj na tarce. Ułóż je na rucoli,
3. Nasiona i/lub orzechy podpraż na suchej patelni. Po ostygnięciu możesz je posiekać lub dodać w całości,  
4. Parmezan zetrzyj na cienkie, szerokie plastry, a ser kozi pokrusz w dłoniach. Ser rozłóż na burakach. Posyp orzechami,
5. Przygotuj sos. Oliwę, ocet balsamiczny i sok z cytryny zblenduj wraz z pieprzem i solą lub wymieszaj te składniki energicznie, najlepiej trzepaczką,
6. Polej potrawę sosem.


    W zależności od rodzaju użytych buraków smak dania lekko się zmienia. Osobiście najbardziej lubię przygotowywać je z pieczonych buraków lub też surowych. W pierwszej kolejności buraki porządnie szoruję szczoteczką pod bieżącą wodą. Te przeznaczone do pieczenia układam w całości w naczyniu żaroodpornym z pokrywką i piekę je przez ok. 2 godz. lub czasem odrobinę dłużej (do miękkości) w temp. 180 st. C. Niektóre osoby pieką je w folii aluminiowej, ja jednak, jak już wiesz, omijam ten wynalazek szerokim łukiem. Osobiście zapiekam je bez niczego lub czasem pokruszę na nie odrobinę masła klarowanego. Możesz zrobić tak samo lub też delikatnie skropić je olejem. Pamiętaj jednak, aby do pieczenia użyć oleju rafinowanego czyli nie tłoczonego na zimno. 


Zazwyczaj to danie przygotowuję z rucolą, bo takie połączenie najbardziej mi smakuje. Jeśli jednak Ty za nią nie przepadasz możesz użyć innego rodzaju sałat np. roszponki lub mixu sałat. 


    Jeśli wybieram buraki gotowane – po prostu gotuję je w domu, lub w ostateczności, gdy nie mam czasu korzystam z opcji kupienia już ugotowanych. W przypadku, gdy mam ochotę na carpaccio z surowych buraków, buraki obieram i trę na tarce na cienkie plastry, przekładam na głęboki talerz lub do miseczki, zalewam je częścią sosu i zostawiam na ok. ½ godziny do 40 minut aby zmiękły i nabrały głębszego smaku.


    Do sosu używam z reguły oleju lnianego lub sezamowego, zawsze tłoczonych na zimno. Uwielbiam je za ich delikatny, orzechowy smak. Choć bardzo lubię też oliwę z oliwek, moim zdaniem w tym daniu dość mocno zmienia jego smak.

 

Smacznego!


P.S. W tym przepisie użyłam twarożku koziego, bo jak już wiesz nie jadam nabiału krowiego. Sporo osób do tego dania używa fety - ja jednak uważam, że ten ser w polskim wydaniu (o ile wogóle można go nazwać serem), to jakieś ogromne nieporozumienie. Nie dość, że jest słony do bólu, to dodatkowo jego skład i struktura pozostawiają wiele do życzenia. Dla mnie jest po prostu ohydny. No, ale to oczywiście moje zdanie;).

 

 

Czy wiesz, że?

   
Burak –  spożywany w jakiejkolwiek postaci cudownie Cię wzmocni, oczyści i odżywi krew w przypadku osłabienia, choroby czy innej niedyspozycji. Idealne są świeżo wyciśnięte soki z buraka z domieszką jabłka i marchwi, ponieważ działają praktycznie natychmiast. Burak jest niezastąpiony w regulowaniu ciśnienia krwi, będzie więc idealny zarówno dla osób z nadciśnieniem jak i niedociśnieniem. Wykazuje on również silne działanie oczyszczające wątrobę.

 

Rucola – ma dość ostry, gorzki smak. Wszystkie gorzkie warzywa, zwłaszcza zielonolistne wspaniale wymiatają wszelkie nieczystości z wątroby, ponieważ ulubionym smakiem wątroby jest właśnie gorzki. A to dlatego, że wytwarzana w wątrobie żółć charakteryzuje się właśnie dużą zawartością goryczy. Dodatkowo, zawarty w rucoli chlorofil, odpowiedzialny za jej głęboki, zielony kolor (tak jak u wszystkich zielonolistnych), nazywany jest krwią roślin, ponieważ jego cząsteczki mają budowę prawie identyczną z cząsteczką hemoglobiny. Z tego powodu wszystkie zielone rośliny będą wspaniale odżywiać i dotleniać naszą krew.

A propos rucoli, wiąże się z nią zabawna sytuacja, która miała miejsce ponad 10 lat temu. W tym czasie rucola (w Polsce) nie była jeszcze tak popularna jak dzisiaj i kupienie jej graniczyło z cudem. Kiedy tylko o niej usłyszałam, udałam się do mojego ulubionego sklepu ‘ze zdrową żywnością’, z zamiarem jej kupienia. Kiedy nie mogłam jej znaleźć, zapytałam Pana przy kasie: „Przepraszam, czy znajdę u Was rucolę?’. Po chwili konsternacji usłyszałam odpowiedź: ‘ Mamy colę, colę light, colę zero, ale rucoli nie mamy’:).


Grzyby - właściwości, ciekawostki

Grzyby - właściwości, ciekawostki

 Szczerze mówiąc, a raczej szczerze pisząc, nie miałam w planach, przynajmniej na razie, pisać o grzybach. Traf chciał, że ostatnio, przy okazji przyrządzania boczniaków, odbyłam ciekawą rozmowę właśnie na temat grzybów, która zainspirowała mnie do napisania tej publikacji. Dodatkowo sezon na grzyby w pełni, więc jak najbardziej to temat na czasie;).

grzyby - właściwości, ciekawostki

 

Zmotywowana wspomnianą rozmową, dziś postaram się przedstawić Ci ogólnie znane, mniej znane i wogóle nieznane fakty na temat grzybów, niektóre z nich potwierdzić, a inne – obalić. Mam cichą nadzieję, że ten wpis Cię zaciekawi i zostanie w Twojej głowie na dłużej. Lecimy;).

 

Grzyby to bardzo ciekawe dary natury, które swoją odmiennością i specyficzną budową od lat budzą ogromne zainteresowanie wielu naukowców. I choć jeszcze niedawno zaliczane były do świata roślin, to jednak ze względu na swoje ograniczone zdolności ruchu, typ i  formę wzrostu, a także odmienność morfologiczną od roślin i zwierząt, dziś uznawane są jako całkiem odrębny gatunek i zaliczane do działu biologii zwanego mykologią lub fungą (nauka o grzybach). Ciekawostką jest to, że w niektórych szkolnych podręcznikach do biologii, grzyby nadal są włączane do działu botaniki. Również w świadomości wielu ludzi grzyby są kojarzone i łączone ze światem roślinnym. Dzisiaj to już mit.


Szacuje się, że obecnie na świecie występuje około miliona różnych gatunków grzybów, które występują we wszystkich strefach klimatycznych, nie tylko na lądach, ale również w wodach, zarówno słodkich jak i słonych. 


Choć wiele osób lubi grzyby i te leśne i te uprawne, doceniając głównie ich smak, to jednak spora część ludzi unika ich w swojej diecie. Dlaczego? Powodów jest kilka. Jednym z nich jest dość powszechne przekonanie, że oprócz walorów smakowych grzyby nie posiadają żadnych wartości odżywczych, dlatego nie warto ich jeść. To mit! 

 


Właściwości i wartości odżywcze grzybów


1. Grzyby zawierają wiele cennych witamin i soli mineralnych takich jak: żelazo, fosfor, potas, sód, jod, selen, witaminy z grupy B: B1, B2, B3, B5, B11 oraz ogromne ilości witamin A i D. Wszystkie grzyby (leśne i uprawne) jako jedne z niewielu produktów występujących w naturze i stanowiących naszą dietę, mogą poszczycić się naprawdę imponującą zawartością tak ważnej dla nas witaminy D. Największą zawartość witaminy D posiadają pieczarki. Wszystkie grzyby mają w swoim składzie również witaminę C oraz śladowe ilości witaminy B12.

2. Grzyby są bogate w cenny błonnik, który pełni ważną funkcję w procesie trawienia. Poprawia perystaltykę jelit i zapobiega zaparciom.

3. Są nieocenionym źródłem białka.

4. Zawierają ogromne ilości przeciwutleniaczy, które wymiatają wolne rodniki. Mają ich prawie tyle samo, co dynia i pomidory.

5. Są dobrym źródłem CLA (kwasu linolowego), który ma nawet sto razy większą aktywność antyoksydacyjną niż witamina E, dzięki czemu odgrywa istotną rolę w walce z rakiem. Największe ilości tego kwasu zawierają pieczarki portobello.

6. Grzyby obniżają poziom cukru i cholesterolu we krwi.

7. Wiele gatunków grzybów ma potwierdzone właściwości lecznicze, z powodzeniem stosowane w medycynie naturalnej. Do najważniejszych z nich zalicza się: grzyby reishi, shiitake, maitake oraz tak popularny boczniak. Ich cechą wspólną są silne właściwości antynowotworowe, ponieważ spożywanie tych grzybów wzmacnia odporność. Reishi, shiitake oraz maitake można też kupić w formie sproszkowanej i stosować leczniczo jako suplement diety.

8. Grzyby są ciężkostrawne. Mimo, że są niskokaloryczne, ponieważ w 90 procentach składają się z wody, to w swoich błonach komórkowych zawierają tzw. chitynę, która przypomina celulozę i która nie jest trawiona przez żołądek człowieka, podobnie jak białka znajdujące się w grzybach.

9. Grzyby jedzone na surowo są dla człowieka toksyczne. Jedyny wyjątek stanowią pieczarki, które spokojnie można spożywać, tak jak stworzyła je natura.

10. Grzybów nie powinny jeść osoby mające problemy z układem pokarmowym.

11. Grzybów nie powinno się podawać dzieciom do 10-go roku życia. Mimo, że wiele źródeł podaje, że grzyby hodowlane, głównie pieczarki mogą być spożywane nawet przez dzieci powyżej 1-go roku życia, ja jednak wystrzegałabym się podawania jakichkolwiek grzybów dzieciom, zwłaszcza tak małym. Ich wątroby są po prostu jeszcze zbyt delikatne, aby trawić tak ciężkie pokarmy.

12. Poza osobami chorymi i dziećmi, grzyby może jeść każdy. I mimo, że są ciężkostrawne, warto je włączyć do swojej diety, ponieważ ich walory zdrowotne znacznie przewyższają niedogodności związane z ich trawieniem. A to dlatego, że z problemem ciężkostrawności grzybów (ale też innych produktów) bardzo łatwo sobie poradzić. Aby czerpać przyjemność z ich jedzenia, wystarczy poznać kilka faktów i zastosować kilka prostych trików.

13. Warto również spożywać grzyby suszone, ponieważ w procesie suszenia nie tylko nie tracą swoich właściwości odżywczych, ale stają się mniej ciężkostrawne.

14. Grzyby marynowane (wyłącznie domowe!), podobnie jak suszone, nie tracą swoich wartości odżywczych. Proces marynowania dodatkowo wzbogaca je o cenne bakterie probiotyczne, które podnoszą odporność, zwiększają wchłanianie witamin i minerałów, a także usprawniają proces trawienia.


Innym ważnym powodem, dla którego wiele osób trzyma się od grzybów z daleka jest ich nieodpowiednie przechowywanie, przyrządzanie i wreszcie niewłaściwe łączenie z innymi pokarmami, co zwykle skutkuje niezadowalającym czy wręcz złym smakiem i/lub różnymi dolegliwościami jak np. bóle brzucha czy wzdęcia. Tak naprawdę dotyczy to nie tylko grzybów, ale również wielu innych produktów, których nie lubimy. Nic więc dziwnego, że unikamy jedzenia, które nam nie smakuje i dodatkowo szkodzi. Zazwyczaj jednak, problem nie polega na tym, że to dany pokarm jest dla nas szkodliwy (mam na myśli oczywiście wyłącznie naturalne jedzenie) tylko właśnie sposób, w jaki go przechowujemy, przygotowujemy i łączymy z innymi produktami. Często po prostu nie wiemy jak robić to prawidłowo, aby jedzenie nam służyło, a nie szkodziło. 

 
Co do szkodliwości pokarmów, w tym miejscu zrobię mały przerywnik i zadam Ci następujące pytanie: czy uważasz, że matka natura byłaby tak bezduszna, aby wydawać plony, które nie służą człowiekowi i/lub mogą doprowadzić do jego choroby czy nawet śmierci? Wyjaśnienie tego może Cię zaskoczyć, ponieważ odpowiedź brzmi następująco: nieprawda i.. zarazem prawda. A to dlatego, że natura wydaje wiele plonów, zarówno tych, które będą nas odżywiać i leczyć jak i tych trujących (nieprzeznaczonych dla człowieka), które po spożyciu lub kontakcie ze skórą mogą nam mocno szkodzić lub nawet doprowadzić do śmierci. I tu pojawia się kolejne pytanie. Skoro jedynym celem natury jest utrzymanie zdrowia i życia wszystkich mieszkańców ekosystemu, to w takim razie, w jakim celu przyroda obradza w trujące rośliny i grzyby? Odpowiedź jest równie prosta jak zdumiewająca. Natura dba nie tylko o całą populację planety, ale również o samą siebie. Jak więc widzisz, matka natura i jej ‘społeczność’ to związek idealny. Z tego właśnie powodu rola trujących roślin i grzybów nie pozostaje bez znaczenia. Toksyczne dla człowieka rośliny i grzyby przyciągają i wchłaniają trucizny z gleby, wody i powietrza, utrzymując w ten sposób zdrowy rozwój lasów i całego ekosystemu. Tak naprawdę życie całej planety zależy właśnie od obecności i oczyszczających właściwości trujących roślin i grzybów. Czy to nie genialne? Taka jest właśnie natura – mądra, zapobiegliwa, ale też bezkompromisowa i nieprzejednana. Jest jednocześnie naszym największym sojusznikiem i najsurowszym nauczycielem. Dlatego właśnie, wybór odpowiednich dla człowieka pokarmów, naukę o nich i funkcjonowaniu ludzkiego organizmu pozostawiła człowiekowi – istocie o najwyższej inteligencji i niebywałej, wrodzonej intuicji.



Przechowywanie i przygotowanie grzybów do spożycia

 

Grzyby mają mięsistą strukturę przypominającą gąbkę, dlatego bardzo łatwo chłoną wodę, a wraz z nią drobnoustroje i wszelkie zanieczyszczenia. Te jadalne, w wilgotnym środowisku tracą swoje wartości odżywcze, świeżość i jędrność, stają się ciemne, wiotkie, śliskie, gumowate i w rezultacie.. szkodliwe. Takie grzyby, choćbyśmy je świetnie przyprawili nie będą smaczne, a już z pewnością nie będą zdrowe. Z tego właśnie powodu grzybów nie myje się w wodzie, lecz czyści pędzelkiem lub delikatną szczoteczką. Mycie grzybów w wodzie to największy błąd, jaki na co dzień popełnia wiele osób. Dodatkowo, trzymanie grzybów w lodówce w plastikowych opakowaniach lub foliowych torebkach również nie jest dla nich dobre, ponieważ w plastiku skrapla się wilgoć, którą grzyby w całości wchłoną, po czym będą nadawać się już tylko do wyrzucenia. Kluczem do utrzymania ich świeżości jest przechowywanie ich w lodówce, w szczelnie zamkniętych papierowych torebkach, maksymalnie do kilku dni. Papier ułatwia cyrkulację powietrza i pochłania wilgoć, dzięki czemu grzyby dłużej zachowają swoją świeżość. Idealnym rozwiązaniem byłoby jednak przygotowywać je na bieżąco, zaraz po przyniesieniu ze sklepu. Dlatego, planując posiłek z grzybami w roli głównej, rozważ opcję przyrządzania ich na świeżo. Pamiętaj jednak, że nawet jeśli do posiłku użyjesz świeżych grzybów, ale przedtem umyjesz je wodą, zrobią się twarde i gumowate. Dotyczy to przede wszystkim boczniaków i kurek (hmm... kurków??). Również ich zbyt długie smażenie spowoduje, że będą twarde i niezjadliwe. 

 

 

Jak jeść i z czym łączyć grzyby

 

Po pierwsze i najważniejsze: skoro grzyby są ciężkostrawne, logiczne będzie unikanie ich jedzenia w towarzystwie innych ciężkostrawnych pokarmów czy trunków, takich jak: rośliny strączkowe, mięso, nabiał (głównie śmietana i sery), mąka i alkohol. Przykra wiadomość jest niestety taka, że połączenie grzybów z tymi produktami raczej nie wyjdzie Ci na zdrowie. W najlepszym przypadku może się to dla Ciebie skończyć ogólnym złym samopoczuciem, a w najgorszym bólami brzucha, wątroby i poważną niestrawnością. I choć pierogi z grzybami smakują wybornie, to jednak ich miłość jest płytka, a związek nieudany. Na szczęście większość z nas jada je tylko raz do roku;). Również dodawanie do sosów grzybowych śmietany lub zasmażek nie jest najszczęśliwszym pomysłem, ponieważ zarówno nabiał jak i mąka są ciężkostrawne. Najlepiej po prostu jest dusić je w sosie własnym.


Alternatywą dla śmietany będzie dodawanie do sosu dobrej jakości mleka kokosowego, które nie tylko nie zawiera w sobie trudno trawionych cukrów mlecznych, które znajdziesz w śmietanie, ale też podkręci znacznie smak grzybów, nadając im delikatnego, maślanego charakteru. Mimo, że to połączenie może wydawać Ci się nieoczywiste lub nawet absurdalne – uwierz mi na słowo, że do spółki z duszoną cebulą i sosem sojowym tworzą kwartet idealny. Grzyby uwielbiają sos sojowy, on z kolei świetnie się komponuje właśnie z mlekiem kokosowym. Mleko kokosowe ma tę cudowną zaletę, że sprawdza się świetnie praktycznie w każdym roślinnym jedzeniu, jest lekkostrawne i nie tuczy, mimo, że jest wysokokaloryczne. Osobiście tak właśnie przyrządzam sos grzybowy. I moim zdaniem jest nieporównywalnie lepszy od tego robionego na bazie śmietany. Mleko kokosowe ma dodatkowo jeszcze jedną, super właściwość - dodawane do posiłków podczas ich gotowania nigdy się nie ścina;).  

 
Jeśli lubisz do grzybów dodawać zasmażkę, polecam Ci zamiast mąki pszennej użyć:

1. Nieaktywne płatki drożdżowe (będę o nich pisać:)). Płatki drożdżowe to nieaktywne i sproszkowane drożdże, stosowane przez wielu wegan ze względu na ogromną zawartość witamin z grupy B oraz cudowny orzechowo-serowy smak, który nada Twoim grzybom (ale też innym potrawom) absolutnie genialny aromat, a ze względu na dużą zawartość witamin podwoi wartość odżywczą posiłku,

2. Zmieloną w młynku kaszę jaglaną. Z tak przygotowanej samodzielnie mąki możesz bez wyrzutów sumienia zrobić zasmażkę, ponieważ w przeciwieństwie do mąki pszennej kasza jaglana jest niskokaloryczna, nie zawiera glutenu i jest lekkostrawna, a jej smak jest raczej neutralny,

3. Zmielone płatki owsiane, bo podobnie jak kasza jaglana są lekkostrawne i praktycznie bez smaku.

 
 Tak przygotowane sosy grzybowe świetnie smakują z ziemniakami, kaszą jaglaną, kaszą gryczaną białą, niepaloną z dodatkiem sałaty lub ogórka kiszonego. Moim ulubionym zestawem do grzybów jest kasza jaglana oraz gryczana biała, niepalona z dodatkiem właśnie ogórka kiszonego.


Aby grzyby były bardziej przyjazne dla Twojego układu pokarmowego, warto dodawać do nich duże ilości ziół takich jak: czarny pieprz, rozmaryn, tymianek, oregano, majeranek, kminek, kumin, cząber, kolendrę, a także jałowiec. To właśnie m.in. zioła pomagają przygotować nam żywność do trawienia, zwiększyć jej przyswajalność oraz wydobyć z niej wszystko, co najlepsze w taki sposób, aby posiłki były nie tylko smaczne, zdrowe i lekkostrawne ale przede wszystkim przychylne dla naszego układu pokarmowego i w konsekwencji – nieszkodliwe dla ciała. Związki i olejki eteryczne zawarte w ziołach wspomagają i usprawniają trawienie, niwelując wzdęcia i bóle brzucha. Oprócz tego, zawierają ogromne ilości witamin i minerałów i cudownie poprawiają smak dań. Mają wspaniałe aromaty, a ich dodawanie do posiłków maksymalizuje gęstość odżywczą każdej potrawy. Korzystaj z ziół i przypraw nie tylko w przypadku grzybów, ale stosuj je do wielu różnych dań. Szczególnie mile widziane będą w przypadku jedzenia strączków, świeżej i gotowanej kapusty czy kapusty kiszonej. Tu najlepiej sprawdzi się majeranek, kminek lub kumin. Gwarantuję, że dzięki nim nie będziesz odczuwać żadnych niewygodnych dolegliwości. 


Kończąc ten wątek wspomnę jeszcze o porach jedzenia grzybów. Najlepszą porą na jedzenie zarówno tych leśnych jak i hodowlanych darów są godziny popołudniowe, ponieważ to właśnie wtedy trawienie jest najmocniejsze. Jeśli zjesz je w porze obiadu, ciało będzie mieć wystarczająco dużo czasu, aby spokojnie je strawić. Staraj się unikać ich jedzenia w godzinach porannych i wieczornych. 



Smak grzybów- umami

 
Grzyby mają smak umami. Słowo ‘umami’ pochodzi z języka japońskiego (tam ten smak został wynaleziony) i dosłownie oznacza coś smacznego, wyśmienitego. Sam smak opisywany jest często jako ‘głęboki’, ‘mięsny’ czy ‘bulionowy’. Sam w sobie jest trudno wyczuwalny, lecz w połączeniu z innymi smakami równoważy i wzmacnia doznania, również węchowe. Umami to smak wspólny dla pewnej grupy produktów, takich jak:
- grzyby,
- mięso,
- buliony,
- ryby i owoce morza,
- sery,
- warzywa takie jak: ziemniaki, brokuł czy pomidor,
- orzechy,
- zielona herbata,
- produkty powstałe w procesie fermentacji: sos sojowy, rybny, ostrygowy.

O ile wszyscy znamy i doskonale potrafimy rozróżnić i opisać smak kwaśny, słodki, słony czy gorzki, tak jeśli chodzi o umami, jest on tak niejasny, ulotny i trudny do wyizolowania, że większość z nas nie ma nawet świadomości jego istnienia, a próba opisania go graniczy z cudem. Z tego właśnie powodu nazywany jest też ‘smakiem duszy’, bo podobnie jak ona jest niedostrzegalny, subtelny i nieuchwytny. Podobno spożywanie go odżywia nie tylko nasze ciała, ale i dusze. 


Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o istnieniu umami, byłam dość mocno zaskoczona, ponieważ ta informacja zbyt mocno się kłóci z podstawowymi założeniami Ajurwedy, która postrzega człowieka nie tylko z poziomu ciała, ale przede wszystkim z poziomu duszy. Zupełnie inaczej niż tradycyjna nauka, która z kolei skupia się wyłącznie na ciele. Tymczasem, według Ajurwedy istnieje 6 głównych smaków: słodki, słony, gorzki, kwaśny, ostry i cierpki, podczas gdy nauka wyodrębnia ich 5: słony, słodki, gorzki, kwaśny i umami. Jak widzisz, w Ajurwedzie smak duszy - umami nie istnieje. Skąd ta różnica? Nie mam zielonego pojęcia. I chociaż zdecydowanie bliżej mi do Ajurwedy niż nauki i medycyny konwencjonalnej, to wierzę w umami i osobiście uznaję 7 smaków:  słodki, słony, gorzki, kwaśny, ostry, cierpki oraz umami:).


Mimo, że w nauce umami funkcjonuje jako piąty podstawowy smak dopiero od ponad stu lat, uważa się, że to pierwszy i jedyny smak, jaki człowiek odczuwa podczas wczesnego okresu niemowlęctwa, wysysając go z bogatym w glutaminian mlekiem matki. Smak umami pochodzi bowiem od naturalnie występującego (choćby w wodorostach morskich) kwasu glutaminowego. To on stanowi jego esencję. Nic więc dziwnego, że większość dzieci do około 6,7-go roku życia wybiera głównie pokarmy bogate w umami. To może stanowić wyjaśnienie, dlaczego maluchy tak niechętnie w tym wieku jedzą warzywa i owoce, z dwoma wyjątkami: prawie każde dziecko lubi i zje bez problemu gotowane ziemniaki i brokuła, które spośród wszystkich warzyw, zawierają w sobie najwięcej umami. Fakt niejedzenia przez dzieci w tym wieku warzyw i owoców nie jest oczywiście regułą, ale zdarza się bardzo często. 


Nie tylko małolaty lubią smak umami i często do niego wracają - dorośli również. Umami to jedyny smak (może oprócz słonego), który lubi każdy, bez wyjątku. Ponieważ mięso, ryby i sery charakteryzują się dużą zawartością kwasu glutaminowego czyli po prostu umami, tak trudno jest zrezygnować niektórym z jedzenia mięsa czy serów. Glutaminian wyizolowany sztucznie i stanowiący główny składnik wzmacniaczy smaku takich jak: glutaminian sodu czy potasu, podobnie jak jego naturalny odpowiednik również ma smak umami, tyle, że.. sztuczny i niezdrowy. W tej formie nie tylko nie odżywi Twojego ciała (i duszy;)), ale będzie Ci mocno szkodzić. Badania dowodzą, że częste jedzenie posiłków z zawartością glutaminianu potasu czy sodu (m.in. kostki rosołowe, tak wszechobecnie uwielbiana maggi, wszelkiego rodzaju vegety, czy inne kucharki), w dłuższej perspektywie prowadzi do powstania nowotworów. Dlatego bądź ostrożny w ich stosowaniu, a najlepiej całkiem ich unikaj. Poza tym nie od dziś wiadomo, że wymienione wzmacniacze smaku mają silne właściwości uzależniające. Dlaczego? Rozwiązanie tej zagadki znajduje się prawdopodobnie w umami. Z racji tego, że był to nasz pierwszy w życiu smak, już zawsze będzie się nam kojarzyć (całkiem zresztą nieświadomie) z poczuciem bezpieczeństwa, bliskością i troską matki. To główna przyczyna, dla której tak chętnie do niego wracamy, niezależnie od tego czy jest to smak naturalny czy sztuczny. Doskonale wiedzą o tym restauratorzy i kucharze, dlatego tak ochoczo i bez pardonu dodają do serwowanych nam dań właśnie sztuczny glutaminian.


Zasypałam Cię dzisiaj sporą dawką informacji, ufam jednak, że artykuł okaże się dla Ciebie wartościowy;).


Zmiana stylu życia - jak zacząć? Część 2

Zmiana stylu życia - jak zacząć? Część 2

 Zgodnie z obietnicą zamieszczam drugą część artykułu dotyczącego zmiany stylu życia, która mam nadzieję, zainteresuje Cię podobnie jak poprzednia. Jeśli jeszcze nie czytałeś części 1, zacznij od NIEJ. Tymczasem lecimy dalej.

zmiana stylu życia



    4. Słuchaj swojego ciała

 


Wiele osób, z którymi rozmawiam, twierdzi, że słucha swojego ciała, ja jednak śmiem twierdzić inaczej. A to z tego prostego powodu, że gdyby rzeczywiście tak było, nie cierpielibyśmy tak masowo na różne choroby i dolegliwości. Po prostu. Słuchanie własnego ciała i odpowiadanie na jego potrzeby mogłoby w dużej mierze zredukować lub całkowicie wyeliminować drobne symptomy, które w dłuższej perspektywie mogą  prowadzić do poważnych chorób. Aby nie być gołosłowną podam prosty przykład. Przypomnij sobie sytuację, kiedy podczas spotkań ze znajomymi lub rodziną zwyczajnie się przejadałeś. I mimo, że Twój żołądek był pełny po brzegi, a Twoje ciało mówiło Ci, że masz dość, wysyłając do Ciebie sygnały w postaci bólu brzucha i uczucia przepełnienia, Ty jednak nadal jadłeś. Dlaczego? Bo tak wypada, bo nie wypada, bo co powie babcia, a takie to dobre, że nie mogę przestać itd. Powodów może być naprawdę dużo. Jeśli jednak taka sytuacja będzie powtarzać się dość często, Twoje ciało znajdzie wreszcie inny sposób, tym razem już mniej dla Ciebie przyjemny, aby powiedzieć Ci, że mocno sobie szkodzisz. W tej sytuacji może rozwinąć się niestrawność, zaparcia, biegunki i inne choroby układu pokarmowo-jelitowego. W następnej kolejności mogą pojawić się np. wrzody żołądka, a stąd droga do poważnej choroby nie jest już tak odległa. Z tego właśnie powodu bądź uważny na sygnały, które wysyła Twoje ciało. Ono komunikuje się z Tobą cały czas. Najpierw szepcze, potem mówi, a na końcu krzyczy.


Zwykliśmy często traktować nasze ciała jak maszyny, które bez względu na to, jak się z nimi obchodzimy, mają działać i już. Niestety z takim podejściem, nawet najbardziej zdrowe zmiany w Twoim życiu mogą nie zadziałać, jeśli nie będziesz słuchać swojego ciała i odpowiadać na jego potrzeby. Kluczem jest reagowanie na sygnały ciała dotyczące przede wszystkim: pragnienia, głodu, wydalania, zmęczenia, snu, a nawet ziewania czy kichania. Według Ajurwedy podstawą zachowania dobrego zdrowia jest odpowiadanie na te podstawowe potrzeby ciała, podczas gdy ich hamowanie mocno zaburza naszą równowagę, w konsekwencji prowadząc do chorób. Dlatego, reagowanie na wiadomości płynące z naszego ciała jest tak ważne. A szczególnie w sytuacji, kiedy wprowadzasz nowe nawyki do swojego życia. To właśnie subtelne przekazy organizmu będą Cię informować o tym, które zmiany są dla Ciebie korzystne, a które nie. Nigdy nie wiesz, jak organizm na daną nowość  zareaguje, dlatego wsłuchuj się w to, co mówi Twoje ciało i odpowiednio na to reaguj. Jeśli np. podczas picia wody czujesz mdłości, oznacza to po pierwsze, że Twoje ciało jest mocno odwodnione, a po drugie organizm daje Ci znak, że nie możesz wypić naraz dużej ilości wody, bo możesz sobie zaszkodzić. Dlatego, odpowiadając na reakcję ciała, pij mniejsze ilości wody, małymi łykami, ale za to częściej.



    5. Znajdź chwilę dla siebie


 

Nie od dziś wiadomo, że ludzie dochodzą do zdrowia i formy znacznie szybciej, kiedy są zrelaksowani i odprężeni, znajdują się w otoczeniu bliskich osób i w przyjaznej atmosferze. Z tego właśnie powodu osoby chore, szybciej dochodzą do zdrowia w domu, otoczone troską i miłością, w atmosferze bezpieczeństwa. Kiedy jednak organizm znajduje się w warunkach stresu, włącza tryb ‘walcz i uciekaj’, który pozostaje aktywny do momentu, kiedy stres nie przeminie. Paradoksalnie, już sam fakt przebywania w szpitalu może być mocno stresujący i wyłączyć reakcję leczniczą ciała na długo. 



Dziś, bardzo wiele osób znajduje się w ciągłym stresie i tak właśnie funkcjonuje na co dzień, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Stres nie jest zły i często bardzo potrzebny, ponieważ wydzielane hormony stresu takie jak adrenalina czy kortyzol mobilizują organizm do podjęcia stosownych działań np. do ucieczki przed pożarem czy innym niebezpieczeństwem, aby ochronić Twoje zdrowie i życie. Tu jednak rola stresu się kończy. Ma on pozytywny wydźwięk tylko pod warunkiem, że trwa krótką chwilę, bo po tej krótkiej chwili ciało jest w stanie szybko odzyskać równowagę. W taki sposób zostało zaprojektowane. Jeśli jednak odczuwany stres jest permanentny, mocno obciąża nasze ciała i nie pozwala dojść do zdrowia czy formy, jednocześnie odbierając radość życia. Dlatego, kiedy zaczniesz dokonywać zmian w swoim życiu, zwróć większą uwagę na to, aby czuć się komfortowo, nie tylko fizycznie. Zadbaj o dobrą, pozytywną atmosferę wokół siebie. Świadomie unikaj stresu i osób, które w ten sposób na Ciebie działają. Nie bierz wszystkiego na swoje barki – pozwól innym też się wykazać. Poświęć sobie codziennie chociaż kilka minut na to, aby pobyć ze sobą sam na sam. Odłącz się od telefonu, komputera, telewizora, znajdź spokojne miejsce, gdzie możesz pobyć sam. Wystarczy nawet 10, 15 minut każdego dnia. Możesz wtedy czytać, wyjść na spacer, ćwiczyć lub po prostu pobyć w ciszy albo też zrobić coś, co przynosi Ci radość i satysfakcję. Skup się po prostu trochę bardziej niż zwykle, wyłącznie na sobie. Postaraj się być bardziej uważny. Spędzaj więcej czasu na łonie natury - nic tak wspaniale nie relaksuje. Kiedy jesteś na świeżym powietrzu, włączaj maksymalnie swoje zmysły, tak abyś poczuł wiatr we włosach, promienie słońca na skórze i usłyszał szum drzew. Twoje ciało na pewno Ci za to podziękuje, a zmiany, które wprowadzisz będą bardziej skuteczne i szybciej pozwolą Ci osiągnąć rezultaty.



    6. Unikaj krytyków!


 

Rozpoczęcie drogi ku zdrowiu wiąże się z wieloma wątpliwościami i dylematami. Musisz być tego świadomy już na samym jej początku, ponieważ ta świadomość pomoże Ci uchronić się przed wieloma wpływami zewnętrznymi, które łatwo mogą odwieść Cię od podjętych działań i postanowień. Jeśli jesteś mocno przekonany i odpowiednio zmobilizowany do poczynienia zmian w swoim życiu (nawet jeśli droga, którą idziesz nie jest Ci do końca znana), musisz być ich maksymalnie pewien w każdym momencie, bez względu na to, na jakim etapie się właśnie znajdujesz. Nie możesz mieć jednocześnie dwóch zdań na jeden temat. Jeśli wiesz i czujesz głęboko, że zdrowie to ścieżka, którą chcesz podążać, a zmiany, które inicjujesz są dokładnie tym, czego  potrzebujesz i co podpowiada Ci własna intuicja i serce - trwaj w tym. Jesteś bowiem jedyną osobą, która zna odpowiedź na wszystkie pytania i wątpliwości. To właśnie Twoja intuicja i wszelkie odczucia, w połączeniu ze zdobywaną wiedzą przyniosą Ci rozwiązania, których szukasz. I nikt ani nic nigdy nie znajdzie dla Ciebie lepszej odpowiedzi niż Ty sam, bo tylko Ty znasz siebie najlepiej. Chodzi o to, że kiedy zaczniesz wprowadzać zmiany do swojego życia, w każdej chwili możesz być narażony na obcowanie z ludźmi i/lub na sytuacje zewnętrzne, które mogą na Ciebie mocno wpływać, powodując w Tobie tysiące wątpliwości, zagubienie i strach. Jest wtedy duża szansa, że ulegając im, łatwo się poddasz i porzucisz podjęte działania, pozostając jednocześnie z uczuciem niespełnienia i frustracji oraz odczuwając głęboki dysonans między tym, czego naprawdę pragniesz, a tym, co wymusza na Tobie otoczenie. Twój cel jest jednak inny, dlatego mimo wszystko spróbuj podążać właśnie za nim.


Wiele osób bardzo łatwo poddaje się ogólnie panującym trendom i wzoruje się na osobach, które, w ich mniemaniu, stanowią autorytet, nie oglądając się zupełnie na własne odczucia i potrzeby. Tak niestety funkcjonuje dzisiejszy świat, skupiając niemal całą swoją uwagę na czynnikach zewnętrznych. Wsłuchiwanie się w siebie i w rezultacie usłyszenie swoich autentycznych potrzeb to trudna sztuka. Osobiście, nauczenie się jej zajęło mi sporo czasu. Poruszam ten temat, ponieważ mocno mnie dotyczy i może również spotkać Ciebie. W moim przypadku, bardzo bliska mi osoba wiele razy, w mojej drodze do zdrowia próbowała przekonywać mnie o bezsensowności i bezcelowości podjętych przeze mnie działań, mocno je krytykując i udowadniając mi ich szkodliwość. Takie zachowania budziły we mnie ogromne wątpliwości, zagubienie, strach i frustrację. Co jeszcze gorsze, osoba ta nie próbowała mnie nawet zrozumieć czy chociażby wysłuchać. Miała własne zdanie (wiem, że nie poparte żadną wiedzą) i żadne argumenty do niej nie trafiały. W rezultacie, jedyne co była w stanie osiągnąć to swoja własna irytacja i agresja, a moje emocjonalne oddalenie, jeszcze większa frustracja, zagubienie, niezrozumienie i… samotność. ‘Zasiej ziarno wątpliwości, a szybko zbierzesz plony’. O tej gorzkiej prawdzie musiałam niestety przekonać się na własnej skórze. Jak się na szczęście później okazało wyłącznie po to, by tym bardziej docenić… siebie. Przestałam po prostu się tłumaczyć, kierując swoją uwagę wewnątrz siebie, w stronę własnych odczuć i potrzeb. Dość szybko potwierdziło się, że była to słuszna decyzja.


 Na tamten czas bardzo trudno było mi zrozumieć takie zachowania, dlatego uczucie rozgoryczenia towarzyszyło mi dość długo. Bo dużo trudniej jest realizować swój cel, stojąc zupełnie samotnie, w szponach krytyki, bez jakiegokolwiek wsparcia. Mimo to, nie poddałam się i nadal nie poddaję, głównie dzięki swojemu upartemu charakterowi, skupianiu się na własnych priorytetach, ale przede wszystkim dzięki głębokiej wierze w to, że to co robię ma naprawdę sens. Powiem więcej – jestem tego bezczelnie, wręcz arogancko pewna! A potwierdzeniem są efekty, które osiągnęłam. Dziś, nie winię tej osoby za opisane zachowania, bo wiem, że ich powodem była niewiedza i niezrozumienie. Tak już jest ten świat urządzony, że zwyczajnie boimy się tego, czego nie znamy i nie rozumiemy. Mój odbiór tej sytuacji wtedy a dziś znacznie się zmienił, reprezentując po drodze cały wachlarz  przeróżnych emocji: od głębokiej urazy, żalu i rozgoryczenia po współczucie zarówno dla tej osoby jak i dla samej siebie, wybaczenie i na końcu wdzięczność. Skrajnie negatywne emocje ewoluowały z czasem w  wysoko wibracyjną wdzięczność.  Potrzebowałam na to dużo czasu, ale... TAK! Dziś jestem tej osobie wdzięczna, bo dzięki niej wiele zrozumiałam i wiele się nauczyłam, nie rezygnując przy tym z własnych celów. Wniosek? Tylko trudne sytuacje sprzyjają rozwojowi;).


Podsumowując ten wątek, jedyne, co mogę Ci doradzić to nie informuj o swoich zmianach wszem i wobec. A najlepiej w ogóle się tym nie chwal, tylko po prostu rób swoje i nie oglądaj się na innych. Bądź jak Adam Małysz! Zbuduj swoją małą przestrzeń, do której dostęp będą mieć tylko wybrane przez Ciebie osoby. Ty decydujesz. Zaufaj sobie i własnym odczuciom. Chroń siebie i nigdy się nie tłumacz. Nie daj się wciągać w żadne dyskusje z osobami, które zwyczajnie są zazdrosne lub które, z powodu swojej niewiedzy będą próbować forsować różne argumenty do momentu, w którym padniesz pokonany. Abyś czuł się pewniej, znajdź w swoim otoczeniu lub nawiąż znajomości internetowe z osobami, które kroczą tą samą drogą co Ty.



    7. Bądź odkrywcą!


 

Żyjemy w czasach, w których mamy ogromny dostęp do szerokiego asortymentu oferowanych nam produktów i usług oraz wszelkiego rodzaju informacji i edukacji. I to jest doskonała wiadomość. Ale jest jeszcze druga, niestety już nie tak radosna. Mianowicie, wiele osób uznaje to, co się nam oferuje i sprzedaje oraz to, czego się nas uczy za jedyną i słuszną prawdę. Codziennie się czegoś uczymy i czegoś dowiadujemy głównie z telewizji, radia i internetu. Kupujemy żywność, leki, kosmetyki, sprzęty codziennego użytku, ubrania, artykuły gospodarstwa domowego, nie zastanawiając się kompletnie, jaki mają wpływ na nasze zdrowie czy samopoczucie. Coraz częściej i chętniej korzystamy ze zdobyczy cywilizacji jakimi są nie tylko artykuły spożywcze, jak chociażby wspomniany ryż i kasze w plastikowych woreczkach czy sztuczne sosy i zupy w torebkach, ale też artykuły gospodarstwa domowego jak np. kuchenki mikrofalowe i wiele, wiele innych, nie zadając sobie nawet pytania, czy jest to nam tak naprawdę niezbędne do życia. Są to rzeczy, z którymi mamy styczność wiele razy w ciągu każdego dnia, aby móc funkcjonować w ‘cywilizowany, nowoczesny sposób’. Chętnie z nich korzystamy, bo nie oszukujmy się, w dzisiejszym zabieganym świecie, bardzo ułatwiają życie. Ja również jestem zwolenniczką ułatwiania sobie życia, ale nie za wszelką cenę.  Każdej nowości, pojawiającej się na naszym rynku przyglądam się z dużą ciekawością, ale też ostrożnością. Nie skreślam jej od razu. Najpierw zastanawiam się, czy ta rzecz jest mi niezbędna do życia, potem, czy mogę jej używać w miarę bezpiecznie no i przede wszystkim jaki może mieć wpływ na moje zdrowie. A kiedy dowiaduję się czegoś nowego, co jest zupełnie odmienne od tego, w co wierzyłam do tej pory lub z czym absolutnie się nie zgadzam, zadaję sobie pytanie: ‘a co, jeśli to jest/nie jest prawda?, ‘a co, jeśli to ja się mylę?’. To pytanie pozwala mi zachować otwarty umysł i wyzwala we mnie naturę odkrywcy. Poszukuję odpowiedzi po to, by ostatecznie dotrzeć do własnej prawdy.



 Dlaczego jednak większość ludzi nie zadaje sobie takich pytań? Dlaczego nie próbujemy się nad tym nawet zastanowić? Bo wierzymy, że to, co kupujemy i czego się nas uczy jest dla nas dobre i nie może nam szkodzić. Dla potwierdzenia tej tezy opowiem Ci krótką historię, która przytrafiła mi się jakiś czas temu. Mianowicie, chcąc ‘oświecić’ swojego znajomego, że produkt, który właśnie kupił, nie jest zdrowy, usłyszałam odpowiedź, która wtedy mocno mnie zszokowała. Brzmiała ona mniej więcej tak: ‘No coś Ty, skoro ktoś to sprzedaje ludziom, to nie może być takie niezdrowe jak mówisz’. Grzmotnęło mną porządnie, bo w tym momencie uświadomiłam sobie trzy ważne rzeczy. Pierwsza to taka, że wielu ludzi żyje kompletnie nieświadomie. Druga, wynikająca z pierwszej: każdy (kto tego chce) musi samodzielnie i we własnym tempie wspinać się na kolejne poziomy świadomości poprzez własne doświadczanie i odczuwanie wszystkiego, cokolwiek spotka na swojej drodze. Tylko tak można uczyć się i wzrastać. I nie da się tego nijak przeskoczyć. Dlatego, jakiekolwiek próby przyspieszania czyjegoś rozwoju poprzez doradzanie, ocenianie czy krytykowanie zawsze będą kończyć się fiaskiem, ponieważ osoba mniej świadoma jest po prostu nie gotowa na informacje, których jeszcze nie przerobiła. I to jest jak najbardziej OK! Bo każdy z nas startuje z innego levelu i u każdego wzrastanie i budowanie świadomości odbywa się inaczej – wolniej lub szybciej. Dlatego, jedyną słuszną rzeczą, którą możesz zrobić w takiej sytuacji jest skupienie się na własnym rozwoju, którego efekty mogą dla takiej osoby okazać się najpotężniejszą motywacją. I trzecia rzecz, dużo bardziej dla mnie przykra i smutna niż dwie pierwsze to taka, że jeśli spróbujesz, w jakikolwiek sposób, sprzedać komuś zapobiegliwość w kwestii zdrowia, jesteś z góry skazany na niepowodzenie. To jak walenie głową w mur w nadziei, że zacznie kruszeć, by ostatecznie runąć. Nic bardziej mylnego. Głęboko zakorzenione w nas przekonania, programy, które mamy zakodowane od dziecka, nie znikną w cudowny sposób z powodu jednego odmiennego zdania, czy nawet całego wykładu choćby największego autorytetu, czy  najbardziej szanowanej i ubóstwianej przez Ciebie osoby, dopóty, dopóki Ty sam nie zaczniesz być świadomy. Z tego właśnie powodu, swoją opinię wygłaszam tylko wtedy, gdy zostanę o to poproszona.



Z przytoczonej historii płynie prosty wniosek - każdy własną prawdę musi odkryć sam. Nie ma innej drogi. Dlatego, na początek, zdobądź podstawową wiedzę na temat produktów, które jesz i używasz. Nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Zaufaj wyłącznie sobie i bądź odpowiedzialny za swoje decyzje. Ucz się i edukuj. Czytaj, słuchaj, oglądaj, pytaj, filtruj, wyciągaj wnioski i kreuj własną rzeczywistość. Korzystaj z wielu źródeł. Czasem jedno przypadkiem zasłyszane zdanie (choćby od Pani Wiesi z warzywniaka) może zmienić Twoje życie. Dlatego wychodź poza ramy swojej dotychczasowej wiedzy, nie tylko na temat zdrowia. Nie bierz wszystkiego takim, jak Ci się mówi, że jest - zostaw odrobinę przestrzeni na własną, popartą wiedzą opinię. Zmień spojrzenie i perspektywę. Otwórz umysł. Niech pytanie: ‘a co jeśli…?’ będzie Twoim zdrowotnym przewodnikiem. 



Celem tego artykułu było zachęcić Cię do podjęcia zmian w stylu życia i mam nadzieję, że przedstawione wskazówki będą dla Ciebie jakąś podpowiedzią i okażą się pomocne. Z czasem, to nie ja, a Twoja intuicja, zdrowy rozsądek i ciało będą podpowiadać Ci, co jest dla Ciebie najlepsze. Pozostań więc czujny i wierny sobie! 


zmiana stylu życia

Majonez wegański

Majonez wegański

 Majonez lubi praktycznie każdy. I choć ten sklepowy smakuje dobrze, to jednak w swoim składzie ma dość pokaźną ilość konserwantów, tłuszczów trans i tzw... jajka w proszku (WTF??). Jeśli nie używasz takiego majonezu nagminnie, a tylko raz na jakiś czas – raczej nie powinien Ci szkodzić. Jeśli jednak jesteś jego entuzjastą i używasz go praktycznie do każdego dania, polecam Ci rozważenie wykonania go samodzielnie w domu. Osobiście, choć nie używam majonezu często, to bardzo go lubię. Jednak, już kilka lat temu zauważyłam, że zawsze po zjedzeniu tego kupnego męczy mnie nadkwasota. Z tego właśnie powodu jak również ze względu na dużą ilość chemii, pożegnałam się z nim raz na zawsze. A kiedy mam ochotę na ten pyszny dodatek, zwyczajnie wykonuję go sama. Wykorzystuję go przede wszystkim do sałatki warzywnej, różnych innych sałatek, burgerów roślinnych, czasem jajek i .. boczniaków. Uwielbiam pieczone boczniaki właśnie w jego asyście. Sezon na nie wciąż trwa, więc jeśli Cię zaintrygowałam – wypatruj przepisu;).

 

majonez wegański przepis


Dziś zaproponuję Ci dwa różne, ale równie pyszne przepisy właśnie na majonez. Ty wybierz dla siebie tę wersję, która Ci odpowiada najbardziej;). Przepisy, które znajdziesz poniżej są wegańskie (bez użycia jajek), proste, szybkie w wykonaniu, zdrowe i naprawdę pyszne. Jedyną wadą tak przygotowanego majonezu jest jego krótki termin przydatności do spożycia (kilka dni), ale ponieważ robi się go błyskawicznie, możesz spokojnie przygotowywać ten gęsty sos w niewielkich ilościach, tak często jak tego potrzebujesz;). Jeśli dodatkowo, podczas przechowywania wykorzystasz prosty trik z użyciem oleju (tak jak opisałam to w przepisie na Harrisę, który znajdziesz TUTAJ), będziesz mógł cieszyć się jego smakiem jeszcze dłużej.

 

Kiedyś majonez robiło się w domu, ucierając wiejskie jajka z oliwą, octem i musztardą. To jednak zajmowało trochę czasu no i trzeba było uważać, żeby się ‘nie ściął’. A jeśli się to już zdarzyło, należało zacząć wszystko od początku. Ja stawiam na szybkie przepisy, bez ryzyka porażki. Majonez przygotowany według poniższych receptur udaje się zawsze:).

 


PRZEPIS NR 1

 

Składniki:


1. ½ szklanki wcześniej namoczonych nerkowców,
2. 2 łyżki niepasteryzowanego octu jabłkowego,
3. 2 łyżki sosu sojowego (opcjonalnie),
4. 4-5 łyżek oleju rzepakowego tłoczonego na zimno,
5. 1 łyżeczka musztardy,
6. 1-2 spore ząbki czosnku,
7. Sól, pieprz,
8. Szczypta kurkumy (opcjonalnie),
9. Odrobina wody (opcjonalnie).



Wykonanie:


1. Nerkowce namocz w zimnej wodzie przynajmniej na 4 godziny, a następnie dokładnie je wypłucz,
2. Nerkowce i pozostałe składniki wrzuć do blendera. Blenduj na gładką masę. W razie potrzeby dolewaj wody, aby uzyskać pożądaną konsystencję,
3. Przełóż do dokładnie wymytego i sparzonego słoika,
4. Przechowuj szczelnie zamknięty w lodówce.


Z tego przepisu wychodzi 1-2 małe (200 ml) słoiczki majonezu.



PRZEPIS NR 2


Składniki:


1. 1 szklanka mleka sojowego (inne się nie nadaje!),

2. 4 łyżki niepasteryzowanego octu jabłkowego,

3. 3 łyżki nieaktywnych płatków drożdżowych,

4. 4,5 łyżek oleju rzepakowego tłoczonego na zimno,

5. 1 łyżeczka musztardy,

6. 1 surowy spory ząbek czosnku lub 4,5 upieczonych ząbków czosnku (pieczony nada majonezowi łagodniejszy smak),

7. Sól różowa himalajska (ten majonez super smakuje też z czarną solą kala namak, która nadaje jajecznego smaku), pieprz,

8. Szczypta kurkumy (opcjonalnie),



Wykonanie:


1. Mleko sojowe przelej do blendera,

2. Dodaj ocet i blenduj przez 2, 3 minuty (pod wpływem octu mleko się zetnie i zacznie powoli gęstnieć),

3. Następnie dodaj płatki drożdżowe, czosnek i przyprawy,

4. Blenduj przez kolejne 2-3 minuty, do momentu, aż majonez zacznie gęstnieć,

5. Przełóż do dokładnie umytego i sparzonego słoika, a następnie do lodówki (w zimnym jeszcze trochę zgęstnieje).


Z tego przepisu wychodzi trochę więcej majonezu niż z poprzedniego, bo około 3-4 (200ml) słoiczków.


Zrobione:). Smacznego!


P.S. Na zdjęciu widzisz majonez zrobiony na bazie nerkowców. Jest zdecydowanie bardziej żółty niż zwykle, bo tym razem przesadziłam z ilością kurkumy;). Jakoś tak mi się sypnęło;). Ja po prostu zawsze wszystko robię ‘na oko’, dlatego za każdym razem wychodzi inaczej, co nie znaczy, że mniej smacznie:).

Ider - does she even know #joy&lyrics

Ider - does she even know #joy&lyrics


 

Kurkuma

Kurkuma

 Kurkuma (ostryż długi) należy do roślin z grupy imbirowatych. Spotkać ją można głównie w Indiach oraz innych krajach o klimacie tropikalnym. Jest to jedna z podstawowych przypraw stosowana od tysięcy lat w krajach Bliskiego Wschodu, a zwłaszcza w Indiach. W Europie swoje uznanie zdobyła dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. A i w Polsce popularność kurkumy przez ostatnie lata znacznie wzrosła, co osobiście bardzo mnie cieszy. Głównie dlatego, że coraz więcej osób z mojego otoczenia używa jej na co dzień i czerpie ogromne korzyści z jej stosowania. Kurkuma to nie tylko przyprawa, ale przede wszystkim potężny lek przeciwobrzękowy, przeciwbólowy, przeciwbakteryjny, antywirusowy, przeciwgrzybiczny, przeciwpasożytniczy oraz przeciwnowotworowy. Związki w niej zawarte, zwane kurkuminoidami posiadają właściwości przeciwzapalne, porównywane w sile działania do leków przeciwzapalnych steroidowych i niesteroidowych. 

 

Kurkuma właściwości zastosowanie


Jak już wspomniałam, kurkuma jest bliskim krewnym imbiru i podobnie jak on w naturze występuje w postaci korzenia, a kupić możesz ją też w formie proszku (patrz zdjęcie). Ta druga postać jest nawet bardziej popularna, ponieważ świeży korzeń kurkumy nie zawsze jest w sklepach dostępny. Ja lubię obie jej formy, choć dla mnie znacznie różnią się smakiem. Korzeń ma dla mnie lekko cytrusowy, orzeźwiający smak z lekką nutką goryczy, podczas gdy jego suszona wersja – proszek, jest trochę bardziej gorzki i odrobinę cierpki. Jeśli jednak Ty nie przepadasz za gorzkim smakiem – nie obawiaj się, ponieważ kurkuma ma tę cudowną właściwość, że po dodaniu do posiłków (o ile nie przesadzisz z ilością), jej smak jest praktycznie niewyczuwalny, a dania w jej obecności -  jeszcze smaczniejsze i bardziej kolorowe. Mimo, że gorzki smak nie jest również moim ulubionym i z reguły go unikam, to jednak kurkumę pokochałam mocno i na co dzień używam jej naprawdę sporo.

 


Właściwości kurkumy


W Ajurwedzie kurkuma nazywana jest złotym lekiem, nie tylko ze względu na swój kolor, ale głównie z powodu swoich  licznych i niesamowitych prozdrowotnych właściwości. Oprócz wymienionych już wyżej, najważniejsze z nich, to:


1. W połączeniu z piperyną (aktywną substancją zawartą w czarnym pieprzu) z łatwością odtruwa organizm, również z metali ciężkich. Zawarte w kurkumie kurkuminoidy zapobiegają powstawaniu wolnych rodników, jednocześnie usuwając i neutralizując te, które już powstały.

2. Kurkuma stosowana jest w leczeniu żółtaczki oraz innych problemów z wątrobą, ponieważ doskonale usprawnia przepływ żółci.

3. Korzystnie wpływa na błonę śluzową żołądka, zapobiegając tworzeniu się wrzodów (niszczy bakterie H. pylori).

4. Wspomaga krążenie i rozpuszcza skrzepy krwi, dlatego będzie pomocna w leczeniu chorób serca.

5. Łagodzi bóle stawów i reumatyzm.

6. Wspomaga leczenie zatok i infekcji ucha.

7. W czasie infekcji górnych dróg oddechowych zmniejsza obrzęk gardła, a także klatki piersiowej.

8. Ze względu na silne właściwości przeciwzapalne i przeciwwirusowe będzie bardzo pomocna przy przeziębieniach i innych infekcjach (np. przewodu moczowego).

9. Kurkumina zawarta w kurkumie jest w stanie powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa opryszczki, zmniejsza stan zapalny spowodowany przez wirusa, jak również sprawia, że organizm zarażonej nią osoby jest mniej podatny na zarażenie wirusem HIV.

10. Łagodzi objawy depresji i podnosi nastrój.

11. Ostatnie badania potwierdzają, że ma działanie prewencyjne w przypadku Alzheimera i demencji, ponieważ wpływa na odbudowę komórek mózgowych, poprawiając pamięć.

12. Ma silne działanie antynowotworowe, szczególnie w przypadku raka jelita grubego i płuc. Kurkumina blokuje proces rozrostu i migracji komórek nowotworowych, a nawet może powodować ich apoptozę (obumieranie).



Kurkuma w kuchni


Stosowanie kurkumy w kuchni stale może przynieść Ci wiele rzeczywistych i namacalnych korzyści zdrowotnych, a także może ustrzec Cię przed wieloma chorobami, nawet tymi naprawdę poważnymi (patrz właściwości). Jeśli polubisz jej smak, możesz używać ją nawet w znacznych ilościach, ponieważ stosowanie doustne kurkumy nie niesie ze sobą żadnych skutków ubocznych. A jeśli coś Ci dolega lub jesteś poważnie chory, tym bardziej stosuj ją jak najczęściej.


W moim jadłospisie i w moim domu kurkuma zagościła na stałe już dobrych kilka lat temu. Dla mnie to nr 1 wśród wszystkich przypraw, dlatego w mojej kuchni znajdziesz ją zawsze. Kuchnię hinduską uwielbiam za jej prostotę i smak. To właśnie dzięki kurkumie dania tej kuchni są tak pyszne i odżywcze. Oprócz kurkumy w indyjskim jedzeniu znajdziesz też mnóstwo innych orientalnych przypraw oraz mleko kokosowe. Kurkuma przepada za takim zestawieniem, dlatego smaki kuchni hinduskiej są tak unikalne i wyjątkowe. Szczególne miejsce w moim sercu zajmują potrawy curry i potrawki wegetariańskie z dużą ilością kurkumy jak np. z soczewicy lub, bardziej znana - z ciecierzycy czyli Chana Masala. 


Kiedy na zewnątrz robi się chłodniej, częściej sięgam po przepisy kuchni indyjskiej, ponieważ cudownie rozgrzewają, odżywiają i wzmacniają organizm. Jedną z moich ulubionych receptur i chyba najbardziej popularną jest tzw. Złote mleko. Nazwa tego napoju symbolizuje nie tylko jego piękny kolor, ale również jego cudowne właściwości. Kurkuma ma charakterystyczny, piękny, pomarańczowy, czy też ciemnożółty kolor, za który odpowiedzialna jest kurkumina – główny składnik w niej zawarty. To właśnie kurkumina nadaje potrawom piękny, żółty kolor. Złote mleko ma nie tylko kolor słońca i jest przepyszne, ale przede wszystkim działa rozgrzewająco, tonizująco, zabija bakterie i wirusy, oczyszcza i odżywia krew. Uwielbiam pić je wieczorami, szczególnie wtedy, kiedy jestem przemarznięta lub czuję się ‘nieswojo’. Po Złote mleko warto sięgać częściej właśnie teraz, w tych trudnych czasach pandemii, ponieważ oprócz wymienionych wyżej zalet, poprawi też znacznie Twój nastrój i oczywiście odporność.


 Jeszcze kilka lat temu dość często zapadałam na ostre infekcje górnych dróg oddechowych, które potrafiły ciągnąć się tygodniami. Często towarzyszyła im opryszczka. Od kiedy jednak zaczęłam używać kurkumę, wszelkiego rodzaju infekcje pojawiają się u mnie niesłychanie rzadko, a opryszczka pozostała tylko niemiłym wspomnieniem. Kiedy czuję, że coś mnie ‘bierze’ przygotowuję sobie Złote mleko lub innego ‘drinka’ z dużą zawartością kurkumy. To praktycznie od razu stawia mnie na nogi. Moim zdaniem kurkuma działa znacznie lepiej niż jakiekolwiek leki, dlatego chemicznym specyfikom mówię zdecydowane: NIE. O Złotym mleku dowiedziałam się kilka lat temu z jednej z książek Agnieszki Maciąg, które zresztą bardzo lubię i które w moim domu mają swoje miejsce. Przepis wypróbowałam, zakochałam się i.. pozostaję mu wierna;). Niedawno o Złotym mleku oraz paście z kurkumy napisała ponownie, tym razem na swoim blogu. Dlatego, jeśli masz ochotę dowiedzieć się na ten temat więcej  i/lub wypróbować przepis, znajdziesz go TUTAJ. W zanadrzu mam jeszcze jedną receptę na boski napój z kurkumą, autorstwa mojej ‘pracowej’ koleżanki oraz mojego. Jest trochę inny w smaku niż Złote mleko, ale równie pyszny i zdrowy. Obiecuję, że przepis pojawi się niebawem:).  


Kurkumę możesz dodawać do różnych dań, nie tylko hinduskich. A kiedy wejdzie Ci to już w krew, szybko zauważysz i odczujesz  różnicę w swoim samopoczuciu. Ja osobiście dodaję ją praktycznie do każdego dania: do koktajli, zup, bulionów warzywnych, sosów, warzyw, ryżu, kasz, czy też napojów. Robię to jednak intuicyjnie. Jeśli czuję, że kurkuma będzie pasować do aktualnie przyrządzanego przeze mnie posiłku i akurat mam na nią ochotę - dodaję ją bez wahania. Jeśli nie - odpuszczam. Generalnie, staram się w każdym posiłku ‘przemycić’ jak największą ilość zdrowych, odżywczych składników jak właśnie kurkuma czy inne zioła i przyprawy, orzechy, nasiona i zielone liście. 



Kurkuma w łazience


Jedną z najważniejszych cech kurkumy, dla której tak chętnie stosowana jest w kosmetyce są jej właściwości przeciwzapalne, rozjaśniające, tonizujące i energetyzujące skórę, a także wybielające zęby i poprawiające kondycję dziąseł. Jest składnikiem kremów do twarzy i past do zębów. Jej przeciwzapalne właściwości wykorzystywane są również w medycynie naturalnej w leczeniu i gojeniu ran, skaleczeń i oparzeń. Zewnętrznie stosuje się ją w postaci pasty, którą z powodzeniem sam możesz zrobić w domu.



Rozjaśniająca maseczka z kurkumą


Jeśli masz na twarzy przebarwienia, zaczerwienienia lub stany zapalne możesz się ich łatwo pozbyć właśnie za pomocą pasty z kurkumy. Sekretem pięknej cery Hindusek jest właśnie maseczka z kurkumy. Hinduski stosują ją od wieków po to, aby wyrównać koloryt cery, wyciszyć stany zapalne, zmniejszyć zaczerwienienia oraz nadać twarzy zdrowy blask. Ich tradycją jest wykonywanie zabiegu z maseczką kurkumową na dzień przed ślubem, aby w tym ważnym dniu ich cera wyglądała gładko i promiennie.

 

Będziesz potrzebować:

1. Niewielkiego, szklanego naczynia lub ceramicznej miseczki,

2. Drewnianą lub plastikową łyżeczkę,

3. Nieużywanego lub niepotrzebnego ręcznika,

4. Rękawiczek jednorazowych,

5. Starych gazet lub ręcznika papierowego,

6. 1 łyżeczka miodu, 1 łyżeczka oliwy z oliwek, odrobinę soku z cytryny, 2 łyżeczki kurkumy i 1/2 łyżeczki cynamonu,


Wykonanie:


1. Zabezpiecz łazienkowy i/lub kuchenny blat układając na nim papierowy ręcznik lub stare gazety,

2. Załóż rękawiczki,

3. Podane składniki wymieszaj w naczyniu tak, aby powstała jednolita pasta,

4. Nałóż dłońmi lub łyżeczką pastę na twarz, omijając okolice oczu i ust,

5. Zmyj letnią wodą po około 10-15 minutach,

6. Po zmyciu maseczki natychmiast umyj umywalkę,

7. Wytrzyj twarz ręcznikiem i przetrzyj sokiem z cytryny (sok z cytryny pomoże pozbyć się żółtego koloru i dodatkowo rozjaśni cerę),

8. Nałóż ulubiony krem.


Gotowe:)

Jeśli akurat nie masz miodu i/lub cynamonu, po prostu wymieszaj 2 łyżeczki kurkumy z 1 łyżeczką jogurtu naturalnego i tak powstałą pastę nałóż na twarz na 10-15 minut, a następnie zmyj dokładnie letnią wodą. Taką maseczkę najlepiej jest nakładać wieczorem, ponieważ kurkuma mocno barwi na żółto wszystko, co znajduje się w jej zasięgu. Barwi intensywnie nie tylko skórę, ale też ręczniki, odzież, naczynia, blaty, umywalki i zlew. Z tego powodu dobrze jest się do zabiegu nakładania maseczki z kurkumą odpowiednio przygotować. A jeśli Ci się już zdarzy mocno zabarwić blat lub umywalkę, użyj soku z cytryny, pozostaw na chwilę i dokładnie spłucz. Z kolei, jeśli Twoja cera rano, po przebudzeniu nadal jest lekko żółta przemyj ją ponownie sokiem z cytryny. Maseczkę wykonuj 2-3 razy w tygodniu do momentu, kiedy przebarwienia nie znikną. Efekt Cię zaskoczy;). 

Tak wykonaną pastę (1 lub 2 wariant) możesz też stosować w przypadku ran, skaleczeń, oparzeń, a także opryszczki nakładając ją na skórę 2, 3 razy dziennie na 15-20 minut.



Wybielająca pasta do zębów z kurkumą

  

Mimo, że kurkuma intensywnie barwi wszystko na żółto, dla Twoich zębów i dziąseł może okazać się prawdziwym remedium. Nie tylko nie zabarwi zębów, ale je wybieli i poprawi kondycję Twoich dziąseł. Jeśli chcesz naturalnie wybielić zęby, cierpisz na parodontozę lub odsłaniające się szyjki zębów, pasta z kurkumą będzie dla Ciebie idealna.

 

Będziesz potrzebować:

1. Małego szklanego słoiczka,

2. Dodatkowej szczoteczki do zębów, przeznaczonej tylko do tego celu,

3. Drewnianej lub plastikowej łyżeczki,

4. 2 łyżeczki nierafinowanego oleju kokosowego, 2 łyżeczki kurkumy.


Wykonanie:

1. W niewielkim słoiczku wymieszaj dokładnie olej kokosowy z kurkumą za pomocą łyżeczki,

2. Nałóż pastę na szczoteczkę i umyj zęby jak zwykle,

3. Wypłucz dokładnie usta letnią wodą,

4. Umyj umywalkę.


Olej kokosowy i kurkuma idealnie się dopełniają, ponieważ oba te składniki mają właściwości wybielające i przeciwzapalne, dlatego pięknie wybielą zęby i poprawią zdrowie Twoich dziąseł. Pastę stosuj 2-3 razy w tygodniu. Przechowuj ją w małym słoiczku, w suchym miejscu.

 

 

Pamiętaj!


Kurkuma odznacza się słabą przyswajalnością przez organizm, dlatego stosowanie jej w kuchni w obecności szczypty pieprzu lub chili i odrobiny oliwy zwiększa jej wchłanialność 2000 razy. Dlatego, używając kurkumy w kuchni zawsze pamiętaj o dodatku szczypty pieprzu i odrobiny oliwy.

 

Jeśli naprawdę chcesz korzystać z właściwości zdrowotnych kurkumy, wprowadź ją trwale do swojego menu i stosuj przynajmniej 3 razy w tygodniu. Aby jej spożywanie mogło przynieść Ci pożądane korzyści zdrowotne, musi być stosowana przez dłuższy okres czasu.


Kurkuma bardzo intensywnie barwi na żółty kolor skórę, wszelkie powierzchnie, umywalki, zlewy, ręczniki, koszulki. O ile z powierzchni możesz ją łatwo usunąć za pomocą soku z cytryny, tak w przypadku odzieży czy ręczników raczej będzie to niemożliwe.



Copyright © zorientowana.pl , Blogger